Homilie C - 3
Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego - Wielkanoc
Pusty grób jest często uważany za jeden z najwspanialszych dowodów na zmartwychwstanie Pana Jezusa. On naprawdę zmartwychwstał, ponieważ Jego grób jest pusty. Właśnie usłyszeliśmy o tym wydarzeniu relację Apostoła Jana, który sam był świadkiem wszystkiego, co wówczas się wydarzyło.
Dla mnie ważny jest mały szczegół w tej wielkanocnej opowieści, który sprawia, że relacja ta jest jeszcze bardziej ekscytująca i emanująca wiarygodnością, mianowicie wzmianka w wersecie 7: „Chusta, która była na głowie Jezusa, nie leżała razem z płótnami, ale oddzielnie zwinięta na jednym miejscu”. Za każdym razem, gdy czytam ten tekst, próbuję wyobrazić sobie moment samego zmartwychwstania, gdy martwe ciało Jezusa nagle odzyskuje siły życiowe i jest w stanie, z wielką jasnością i mocą, odsunąć kamień zamykający wejście, wyjść z grobu na zewnątrz, ku wielkiemu przerażeniu żołnierzy pełniących straż, i nagle zniknąć im z oczu.
Wyobraźmy sobie, że to my musielibyśmy dokonać takiej ucieczki z grobu, w którym nagle zapanowała ogromna radość, i wszystko ma przebiegać w bardzo szybkim tempie. Kto w takiej sytuacji miałby czas, lub ochotę, zajmować się chustą i płótnami, poświęcając drogocenne chwile na oddzielne rozłożenie ich i dokładne zwinięcie materiału? Kiedy człowiek jest bardzo zajęty, szczególnie rano, nie mając wiele czasu do stracenia, zostawia niepościelone łóżko, spieszy się by zdążyć z realizacją programu dnia, no bo praca czeka, tak wiele rzeczy trzeba przygotować, aby rodzina mogła funkcjonować, to nie martwimy się wtedy o szczegóły, wszystko zostanie uporządkowane, gdy będzie na to czas.
Według relacji Jana Ewangelisty nic nie jest pozostawione przypadkowi w Bożym zamyśle stworzenia. Gdziekolwiek działa Bóg, bez względu na to jak beznadziejna i chaotyczna byłaby sytuacja, harmonia i porządek zawsze zostają przywrócone. Bóg się nie spieszy i nigdy niczego nie odkłada na później. Najdrobniejsze szczegóły, nawet te zupełnie nieistotne rzeczy, w naszym przekonaniu, traktowane są z najwyższym szacunkiem, oraz zgodnie z rolą, przydzieloną im od początku stworzenia świata.
Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę jak to jest z tym pomijaniem szczegółów i koncentrowaniem się na jakimś nadrzędnym celu, tak, aby najlepiej odpowiadał on naszej własnej wizji układania świata po swojemu. Uwielbiamy wszystko pakować do pudełek – ludzi, Boga, emocje, religię i wszystko inne, co zasługuje na naszą uwagę, pakujemy do pudełek, aby móc to zawsze przestawić z miejsca na miejsce, kiedy będziemy mieli ochotę wszystko przemeblować w życiu od początku. Najgorsze, co może się zdarzyć to sytuacja, gdy tracimy kontrolę nad naszym schematycznym myśleniem i nagle wkrada się dysharmonia do naszego życia. Najczarniejszym scenariuszem, jaki znamy, jest śmierć, bo niestety nie da się jej nigdzie zapakować do pudełka, a jednocześnie powoduje ona ogromny chaos, wobec którego stoimy całkowicie bezradni.
Wielkanoc jest świętem radości, bo właśnie z pustym grobem i przywróconą harmonią, aż po najdrobniejsze szczegóły, nie musimy już żyć w niepokoju i opuszczeniu, o wszystko jest zadbane, tak że nawet śmierć znalazła swoje miejsce w odnowie tego, co zostało zniszczone przez grzech pierworodny z jego konsekwencjami. Bóg zadbał o to, aby nikt z nas nie musiał bać się śmierci jako ostatecznego końca wszystkiego. Wręcz przeciwnie, dopiero w chwili śmierci człowiek staje się gotowy porzucić kruche, niepewne i przemijające życie, aby otworzyć się na bezgraniczne i wieczne życie w Bożej miłości.
Niech radosne przesłanie Wielkanocy przeniknie nas tak bardzo, abyśmy umieli żyć w wierności woli Bożej we wszystkim, nie myśląc schematami, ale zauważając najmniejsze szczegóły otaczającego nas świata, a zwłaszcza otwierając oczy na różne problemy, z którymi zmagają się nasi bracia i siostry. Podczas Eucharystii, sprawowanej co niedzielę w kościołach całego świata, jesteśmy nieustannie na nowo świadkami Tajemnicy Paschalnej. Im częściej bierzemy udział w celebracji Ofiary Mszy Świętej, tym bardziej oczyszczamy sie z własnego egoizmu i chaosu oraz pozwalamy, aby cud wielkanocny mógł się dokonywać zgodnie z wolą Bożą.
II Niedziela Wielkanocna czyli Miłosierdzia Bożego
Znamy takie określenia jak: „Zazdrosna miłość Pana Zastępów”, miłość bliźniego, miłość własna, miłość nieprzyjaciół, miłość Boża, miłość ludzka i miłość bezgraniczna, a co w takim razie oznacza słowo Miłosierdzie, czyli to, co dzisiaj świętujemy w liturgii drugiej Niedzieli Wielkanocnej, czcząc Miłosierdzie Boże? Samo słowo pochodzi z języka łacińskiego i jest zlepkiem dwóch słów: Miserere - litować się, i Cor - serce. Czyli z grubsza możemy zdefiniować Miłosierdzie jako: „litowanie się w sercu”.
No tak, ale ktoś może się zdziwić, bo przecież mówiąc o miłości, i czy to będzie Miłość Boża, czy ludzka, to też jest się w stanie wzbudzać litość w sercu i przebaczać przeróżne grzechy i przewinienia, więc jaka jest różnica? A może nie ma tutaj żadnej różnicy między tymi określeniami i po prostu słowo Miłosierdzie jest jedynie powielaniem słowa Miłość, w zakresie gotowości do przebaczania?
Otóż miłość bliźniego, i w ogóle fenomen miłości, jest głęboko zakorzeniony w osobistym przeżywaniu relacji do tej umiłowanej, drugiej osoby, gdyż, jak samo przykazanie wskazuje, mamy kochać kogoś, czyli bliźniego, jak siebie samego. W ten sposób człowiek sprawdza autentyczność swoich uczuć na sobie samym, czyli chociaż kocham Boga, lub bliźniego, to jednak nie robię tego całkowicie bezinteresownie, ponieważ miłość ludzka żywi się osobistym doświadczeniem egocentryzmu. Logicznie rzecz ujmując, im więcej ktoś potrafi miłować siebie samego, tym lepiej będzie przygotowany do miłowania bliźniego, a poprzez miłość bliźniego, również Pana Boga.
Takie jednak podmiotowe pojmowanie miłości, zawsze będzie narażone na różnorodne niedoskonałości natury ludzkiej, co w konsekwencji może prowadzić do zaniechania miłowania, jak również braku chęci przebaczania, gdy limit cierpliwości wobec grzechów i win się wyczerpie.
I tutaj właśnie stajemy wobec wielkiego misterium Miłosierdzia Bożego, które przede wszystkim nie jest wynikiem żadnej relacji do ograniczonego podmiotu, któremu w pewnym momencie mogłyby puścić nerwy, a limit cierpliwości byłby w stanie się wyczerpać. Nawet najbardziej ekstremalne grzechy i wykroczenia przeciwko Miłosierdziu Bożemu, nigdy, i w żadnym stopniu, nie pokonają Jego, zawsze pełnego miłości, zaproszenia do nawrócenia ku świętości.
Miłosierdzie jest tym atrybutem Bożej Miłości, który dla człowieka grzesznego daje się poniżyć, przeżyć odrzucenie, podeptanie przez ludzi, ukrzyżowanie i zbawczą śmierć na krzyżu, bez jakiegokolwiek śladu egocentryzmu, aby całkowicie skoncentrować się na sytuacji życiowej człowieka i pomagać mu w osiąganiu coraz to nowych celów na drodze do szczęścia. Syn Boży uczy nas miłosiernego rozumienia naszego powołania, które polega na zapominaniu o sobie samych, wszystkich swoich priorytetach życiowych, a koncentrowaniu się na biedzie oraz poniżeniu naszych braci i sióstr, do których Pan Bóg nas posyła.
Miłosierdzie nie zna limitów i nie da się zniechęcić, nawet wtedy, gdy miłość już dawno się wypaliła od doznanych upadków, spowodowanych ludzką niedoskonałością. Nasze coniedzielne uczestnictwo we mszy świętej, która jest nieustannym biciem Miłosiernego Serca Bożego do ludzi, niechaj będzie jeszcze bardziej przez nas cenionym momentem kształtowania naszej chrześcijańskiej osobowości, na wzór Najświętszego serca Pana Jezusa, gotowego otwierać się na dobrych i złych ludzi, bez wyjątku.
III Niedziela Wielkanocna
Pytanie Jezusa skierowane do Piotra nie dotyczyło jego wiary, lecz jego miłości. Często jesteśmy tak bardzo zajęci rozmową o naszej wierze w Boga, kto ma prawdziwą wiarę, a kto fałszywą? Czy my, katolicy, lepiej wierzymy w Syna Człowieczego, czy też protestanci są może bliżej prawdy Bożej? Zawsze możemy się pochwalić, że w naszym Kościele mamy wiele sakramentów, a także, że posiadamy przeróżne nabożeństwa, błogosławieństwa, odpusty, miejsca pielgrzymkowe, i rozmaite ćwiczenia duchowe. Istnieje tak wiele teologicznych dyskusji na temat kultu, że nie ma chyba na świecie teologa, który mógłby je wszystkie ogarnąć swoim umysłem. Ale co dziwne, Boga to aż tak nie interesuje, bo On woli cieszyć się naszą miłością do Niego.
W związku z tym pojawia się parę ważnych pytań: czy można kochać, nie wierząc, albo czy można wierzyć, nie kochając? I musimy odkryć, co tak naprawdę dla nas oznacza wiara. Czy jest to jedynie intelektualne przekonanie o istnieniu Boga, czy też jest to głębokie, osobiste doświadczenie, pełne nieograniczonego zaufania do Tego, w którego wierzymy? Zwykle mówi się, że ludzi można podzielić na dwie grupy: wierzących i niewierzących, w sferze myśli zupełnie niewiążących w stosunku do religijnego zaangażowania. Według tego powierzchownego poglądu na religię, nie można kochać bez wiary, ponieważ nie można kochać kogoś, kto w ogóle nie istnieje, nawet w naszym wyimaginowanym świecie. Z drugiej strony można wierzyć, nie kochając. Jest wiele rzeczy, w które wierzymy, niekoniecznie wywołujących w nas całą gamę emocji.
Trzykrotne pytanie Jezusa o miłość jest równie aktualne dzisiaj, jak było wówczas, na początku istnienia Kościoła. Wspólnota wierzących, którą wszyscy tworzymy w nowoczesnym świecie, może odgrywać ważną rolę tylko wtedy, gdy opiera się na prawdziwej miłości. Nie ma sensu mówić, że jestem chrześcijaninem jedynie na podstawie mojego świadectwa chrztu, lub dlatego, że pojawiam się na jakichś uroczystościach, ale poza tym nie mam ani potrzeby, ani ochoty, angażować się w ukierunkowanie swojego życia zgodnie z naukami wiary.
„Nie każdy, kto mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” – mówi Jezus. Te uświęcające Słowa nadal obowiązują, zarówno ciebie, mnie, jak i nas wszystkich, którzy chcemy być nazywani chrześcijanami. Nie możesz kochać kogoś tylko teoretycznie, opierać swojego związku miłosnego wyłącznie na teoretycznych założeniach, które nie mają nic wspólnego z miłością. A gdy obecna jest prawdziwa miłość, natychmiast tworzy ona mocny fundament cudownej jedności między Bogiem a człowiekiem.
Niektórzy chrześcijanie postrzegają Kościół raczej jako dobrze zorganizowaną strukturę społeczną, do której można się zwrócić w przypadku chrztu, ślubu, bierzmowania czy pogrzebu. Rolę kapłanów sprowadza się często do wypełnienia niezbędnych dokumentów i dopilnowania czynności liturgicznych, przy czym uwaga skupia się raczej na osobie, w intencji której celebrowana jest liturgia, niż na łasce i świętości Boga. Termin „kulturowi chrześcijanie” stał się już stałym, językowym określeniem świadomego odrzucenia miłości Boga przez ludzi na pozór wierzących.
Kiedy dziś Bóg pyta nas, czy Go kochamy, nie ma sensu ograniczać tej miłości do pobożnych uczuć, za którymi nie idą konkretne czyny. Wypełniać wolę Bożą we wszystkim i naśladować Jezusa Chrystusa tak, jak On sam tego pragnie, oznacza o wiele więcej niż być po prostu miłym i pobożnym wyznawcą Chrześcijaństwa - bez owoców. Dlatego potrzebujemy pomocy z Nieba w naszym poszukiwaniu obecności Boga, ponieważ bez Niego nic nie możemy uczynić. Msza Święta, za każdym razem, gdy bierzemy udział w celebracji ofiary Jezusa Chrystusa, jest naszym najlepszym dostępem do pełni życia, tutaj otrzymujemy największą nagrodę i owoc Bożej miłości.
IV Niedziela Wielkanocna
Jesteśmy owcami Pana Jezusa, kiedy słyszymy Jego głos i idziemy za Nim. Nasza wiara chrześcijańska czyni nas prawdziwymi dziećmi Boga, nie jesteśmy już istotami pozbawionymi ojca, które przypadkiem pojawiły się na tej ziemi w ramach ewolucji, ale mamy samego Boga w Niebie jako naszego Ojca, który kocha nas bezgranicznie i bezwarunkowo, chociaż nikt z nas na tę miłość nie zasługuje.
Czy możemy sobie wyobrazić radośniejszą wiadomość niż ta, że nie musimy już czuć się osamotnieni i całkowicie porzuceni na pastwę zagrażających sił wszechświata? Ponieważ Jezus przyszedł na ziemię, aby nas zbawić i zapewnić nam życie w Bogu, gdy w Niego wierzymy, nie ma nic na tym świecie, co mogłoby nas zniewolić, uczynić lękliwymi i zależnymi od potężnych sił, które chcą przejąć władzę nad każdym człowiekiem.
Nasza religia nie opiera się na odległym i nieznanym bogu, którego należy czcić z daleka, najlepiej składając wiele ofiar, aby udowodnić, że zasługujemy na jego uwagę, na karzącym bogu, którego nikomu nie wolno sobie wyobrazić, ponieważ musi pozostać tajemnicą, inaczej straci swój boski blask.
Nie, nasz Bóg jest blisko nas i pozwala się kochać we wszystkich ludziach, ponieważ postanowił narodzić się w ludzkiej postaci, abyśmy mogli Go rozpoznać w taki sam sposób, w jaki poznajemy siebie nawzajem. Aby nam to jeszcze bardziej ułatwić, Syn Człowieczy złożył samego siebie w ofierze, tak by nikt nie narzekał, że jest zbyt biedny i nie może znaleźć właściwych ofiar na swoje odkupienie. Pomyślmy, jaki plan Bóg wybrał dla nas w swojej miłości, że nie oszczędził nawet własnego Syna, abyśmy w Nim znaleźli dostęp do największej wartości, mogąc zwać się dziećmi Bożymi i współdziedzicami Królestwa Bożego w niebie.
Za każdym razem, gdy odmawiamy Modlitwę Pańską, otwieramy się na wspólnotę powierzoną nam w Jezusie Chrystusie i możemy zwracać się do Boga „Ojcze”. Jakiż wspaniały zaszczyt tkwi w tej prawdzie, że odzyskaliśmy nasz pierwotny status, który utraciliśmy wtedy, gdy rzuciliśmy się w mroki grzechu i śmierci, gdzie wszystko wydawało się być beznadziejne. Ale Bóg wyciągnął do nas swoją rękę i jak mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „nikt nie może ich wyrwać z ręki mojego Ojca”.
Na szczęście nie ma dla nas niemożliwych do pokonania wymagań, abyśmy aktywnie mogli uczestniczyć we wspólnocie świętej rodziny Bożej, którą stanowi Kościół Jezusa Chrystusa. Wola Boża najlepiej wyraża się w miłości. Wszyscy, którzy chcą Go kochać i są gotowi otworzyć swoje serca na Jego Ojcowską miłość, stają się Jednym Ciałem i Jedną Duszą w Chrystusie. Największe i najważniejsze przykazanie, przykazanie miłości Boga i bliźniego, stało się cechą charakterystyczną każdego chrześcijanina.
Nasza wiara w Boga nie czyni nas wyjątkowymi ludźmi tego świata, który przemija, dlatego nie powinniśmy wywyższać się w stosunku do innych; wręcz przeciwnie, właśnie poprzez bliską więź z naszym Ojcem w Niebie, musimy być gotowi dawać nieustannie świadectwo nieograniczonej miłości, która stała się fundamentem naszego postępowania. Chrześcijanina można rozpoznać po stylu życia, bez słów i dodatkowych wyjaśnień; wystarczy po prostu spojrzeć na dzieci Boże, aby zrozumieć kto jest ich Ojcem.
Wiara, modlitwa, post, jałmużna, pokora, świętość, miłość bliźniego – to tylko niektóre ze znaków, które powinny być żywymi sygnałami dla świata, że Bóg jest z nami jako Ten, który służy, a nie jako Ten, który rządzi. Szukajmy przede wszystkim Królestwa Bożego, nawet tam, gdzie nikt się Go nie spodziewa. Królestwo Boże jest w nas, dzielmy się więc naszą radością w wierze ze wszystkimi braćmi i siostrami, abyśmy mogli wspólnie się radować w Bogu, naszym Ojcu, który jest w Niebie.
V Niedziela Wielkanocna
Nowe przykazanie: będziesz miłował swego bliźniego i wszystkich ludzi, tak jak Jezus nas umiłował. Już nie jest powiedziane, że należy kochać innych jak siebie samych, tak jak to jest zaprezentowane w starym przykazaniu, teraz chodzi o to, abyśmy dążyli do tej miłości, której chce nas nauczyć Syn Boży.
Religia, w rozumieniu Jezusa, nie opiera się na pustych nakazach i licznych rytuałach, które mają uczynić człowieka czystym i doskonałym w oczach Boga. Człowiek nie może, w żaden sposób, stać się godnym czegokolwiek, jeśli dobro, które czyni, nie jest związane z Jezusem Chrystusem i Jego zbawczą ofiarą. Duma faryzeuszy i uczonych w Piśmie, wynikająca z ich świadomości posiadania kluczy prawdy, nie mogła zrobić wrażenia na Jezusie; wręcz przeciwnie, ich arogancja była często przez Niego krytykowana jako główna przyczyna niezrozumienia woli Ojca.
Wiele osób wciąż pokłada ufność, przede wszystkim, w dobrych cechach ludzkich. Generalnie jestem dobry - mówią - pomagam, nie szkodzę, staram się żyć godnie, nie zabijam, nie kradnę, czy to nie wystarczy? Dlaczego mam praktykować religię, skoro jestem najlepszym przykładem dobra, życia zasługującego na pochwałę. Humanizm jest czczony przez wielu współczesnych ludzi jako rodzaj bożka, który ma wypełnić pustkę w sercu po odrzuceniu miłości Boga. Wielokrotnie mamy tu do czynienia z konsekwencją wewnętrznego konfliktu pomiędzy sumieniem, a wartościami chrześcijańskimi, stojącymi w jawnej sprzeczności ze sposobem, w jaki człowiek układa sobie życie.
Zawsze jednak musimy pamiętać o słowach Pana Jezusa: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić”, i „Kto nie spożywa mojego Ciała i nie pije mojej Krwi, nie ma życia w sobie.” Dlatego wszystkie nasze wysiłki, zmierzające do polerowania własnej glorii, bez Chrystusa, są całkowicie bezużyteczne. Chrześcijaństwo jest przesłaniem miłości Boga, która została podniesiona do rangi sakramentu. Przykazanie miłowania bliźniego, jak siebie samego, zostało odnowione i udoskonalone, teraz należy miłować bliźniego tak, jak kocha Jezus. Nasz Pan przeniósł więc punkt ciężkości z przykładu opartego na ludzkim doświadczeniu miłowania siebie, na miłość Bożą, która została rozlana w sercach naszych przez Ducha Świętego.
Również ludziom wierzącym zdarza się poświęcać mnóstwo energii i czasu na budowanie w sobie doskonałego modelu chrześcijaństwa, podczas gdy Ci sami wyznawcy Chrystusa nie zwracają zbytniej uwagi na codzienne potrzeby swoich sióstr i braci, szukających pomocy. I tutaj nie ma wyjątków, zarówno duchowni, hierarchowie Kościoła, jak i zwykli ludzie, mogą prezentować sobą dobrą nowinę o zbawieniu w krzywym zwierciadle. Musimy wszyscy zachować czujność, aby wiernie podążać za odnowionym przesłaniem miłości, według Ewangelii Jezusa Chrystusa.
W nowej formie przekazu jest jeszcze jeden ważny punkt, a mianowicie rozszerzenie pojęcia „bliźni”. Dobrze pamiętamy pytanie zadane Jezusowi odnośnie zakresu tego słowa. Jeśli tylko kilka osób zasługuje na miano moich bliźnich, czy zatem mogę dać sobie spokój z tymi, których szczególnie nie lubię; czy jednak wszyscy ludzie powinni być objęci moją miłością bliźniego? Odpowiedź jest tylko jedna: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.
Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego
Między niebem a ziemią jest o wiele więcej, niż nam się wydaje. Dlaczego firmament zawsze był tak fascynujący dla nas, ludzi, kosmos, wszechświat, gwiazdy, galaktyki i niezbadane odległości, których żaden człowiek nie jest w stanie pojąć? Staliśmy się tak mądrzy, że, jak to mówią niektórzy, możemy obyć się bez głowy, ale teraz okazuje się, że kolejną rzeczą, która naprawdę przykuwa naszą uwagę, jest sztuczna inteligencja, rodzaj nowego, intelektualnego wszechświata, który coraz bardziej otwiera się przed naszymi oczyma. A co ze starą ziemią, po której stąpamy, co z ludźmi wokół nas, żywą przyrodą, w której żyjemy? Czy stopniowo męczymy się naszymi zabawkami i dlatego ciągle szukamy czegoś innego, jak rozpieszczone dziecko, którego horyzont umysłowy ograniczają klocki do zabawy?
Dążenie człowieka do panowania nad ziemią jest bezpośrednim nakazem Boga, który chce, abyśmy byli niezależni od zwierząt i roślin, a żadne stworzenie nie powinno niszczyć naszej relacji z niebiańskim Ojcem i Stwórcą. Ta podstawowa idea, zakorzeniona w naszych sercach, wyraża się właśnie w odwiecznym poszukiwaniu czegoś większego, doskonalszego, nieograniczonego i wiecznego. Po prostu nie możemy się zadowolić zatrzymaniem tego rozwoju w kierunku wyznaczonym przez Boga; tutaj stajemy się ludźmi prawdziwie wierzącymi, gdyż wyrażamy w ten sposób szczerą wiarę w nieskończoność i wieczność. I choć człowiek może zaprzeczać swojej wierze w Boga, często jest to tylko werbalna deklaracja, która nie znajduje odzwierciedlenia w metafizycznym światopoglądzie danej osoby. Możesz chcieć wyznawać ateizm, który nie ma nic wspólnego z Bogiem, ale w głębi duszy niewolniczo podążasz za słowem mądrości Boga, która została wpisana w stworzenie świata.
Dla nas, chrześcijan, święto Wniebowstąpienia jest fantastycznym przeżyciem. Można je porównać do przekręcenia kluczyka w stacyjce i uruchomienia silnika. Cała machina Kościoła została uruchomiona w momencie, gdy Jezus powrócił do swego i naszego Ojca Niebieskiego. Teraz my wszyscy musimy pociągać za sznurki, aby Królestwo Boże rozwijało się na świecie. Nie jesteśmy zmęczeni ziemskimi warunkami i prawdopodobnie nie ma chrześcijanina, który krytykowałby cud stworzenia. Ale kiedy człowiek zostanie prawdziwie pochłonięty przez Ducha Bożego i zacznie żyć zgodnie z Bożą świętością, wówczas w jego spojrzeniu na siebie i na wszystkie ziemskie sprawy, które tworzą ramy naszych codziennych obowiązków, następuje prawdziwa zmiana.
Są tylko dwie rzeczy, o których musimy wiedzieć, abyśmy mogli wziąć udział we Wniebowstąpieniu Jezusa Chrystusa, i to nie jako widzowie, ale jako prawdziwi uczestnicy. Pokuta i odpuszczenie grzechów – bez tych dwóch cech możesz zapomnieć o byciu aktywnym członkiem niebiańskiej drużyny. Widzieliśmy i słyszeliśmy, że dziś są ludzie, gotowi zapłacić dużą sumę pieniędzy, aby doświadczyć podróży kosmicznej, dającej im możliwość zobaczenia Ziemi z góry, i uważają, że jest to warte tych pieniędzy.
Kościół święty ma dla Ciebie wspaniałą ofertę – dołącz do zespołu, który pewnego dnia wzniesie się ponad wszystkie niebiosa i nie tylko będzie oglądał ziemię z góry, ale będzie mógł wiecznie oglądać chwałę Boga, twarzą w twarz. Chcesz do Niego dołączyć? Za tę podróż zapłacił już najbiedniejszy z najbiedniejszych ludzi na ziemi, który pokazał nam, że ma tam na górze swoje powiązania, i że już kupił dla nas bilet, jeśli tylko zrzucimy wszystkie obciążające nas grzeszne brzemiona, które odgrywają zbyt wielką rolę w życiu, przykuwając nas do ziemskich skłonności.
Czy wolisz trzymać się kurczowo pyłu i ziemskich szczątków, które nieuchronnie znikną wraz z końcem świata, czy tego pragniesz? Zadając sobie to pytanie, nie możesz stać za plecami innych ludzi i pozostawiać decydującej odpowiedzi ich priorytetom. Twoje Wniebowstąpienie jest tylko twoje i żaden człowiek nie jest w stanie zająć twojego miejsca. Zastanów się dobrze, decyzja o pokucie i odpuszczeniu grzechów zawsze jest w zasięgu twojej ręki.