Homilie C - 1
I Niedziela Adwentu
Chyba większość z nas zna piosenkę: „Ubi caritas et amor”, jest to szczególne zestawienie dwóch łacińskich słów, które mówią o miłości.
Pierwsze słowo: Caritas, jest określeniem miłości bardziej w kierunku pomocy, otaczania kogoś opieką, praktycznym zajęciem stanowiska wobec drugiej osoby, miłość poprzez konkretne czyny. Podobnie jak wiara bez uczynków jest martwa, tak również Caritas stawia konkretne wymagania w miłości, zarówno Boskiej, jak i ludzkiej.
Drugie słowo: Amor, kojarzy się bardziej z miłością przeżywaną głęboko w sercu, jako duchowe przywiązanie i relacja na poziomie intelektualnym, współzależności charakterów, pomimo często istniejących różnic. W tym znaczeniu miłość potrafi znosić nawet największe różnice, jak na przykład człowiek zakochany w Bogu, gdzie mamy do czynienia z różnicami nie do opisania, biorąc pod uwagę wiek, wygląd, wiedzę, status społeczny, stan materialny i wiele, wiele innych rzeczy, wszystkie różnice są praktycznie nie do pokonania w swej nieskończoności, a jednak Amor, czyli duchowe umiłowanie Boga jest do tego stopnia możliwe, że człowiek potrafi dla tej miłości poświęcić wszystko, nawet całe swoje życie, przykładów są niezliczone zastępy świętych, którzy potrafili swoim życiem, jak i często męczeńską śmiercią, potwierdzić bezgraniczną miłość do Boga.
Carl Gustav Jung, znany szwajcarski psychiatra, zapytany kiedyś przez dziennikarza, czy wierzy w Boga, odpowiedział: „nie, ja nie wierzę, ja wiem”. Właśnie tego typu problem wiary, która jest tak głęboka, że przeradza się w wiedzę, występuje często u osób, które do końca potrafiły otworzyć się na miłość Boga i tak odpowiadają na tę miłość, że dla nich już nie istnieje pytanie o wiarę, ponieważ miłość Boża, rozlana w ich sercach, jest czymś pewnym i bardziej realistycznym, aniżeli wszystkie inne wartości otaczającego nas świata materialnego.
Bóg tak umiłował świat, że zesłał nam swojego jedynego Syna, Jezusa, abyśmy mogli nauczyć się miłować Boga i bliźniego według niedoścignionego wzoru, jaki On nam przyniósł na ziemię. Tylko trzymając się Jego pouczeń i idąc w ślad za Nim, możemy godnie przeżyć nasze dni ziemskiego bytowania i zdobyć łaskę uczestnictwa w życiu wiecznym. Zauważmy jak pięknie i delikatnie Jezus zwraca się do nas w swoich pouczeniach i ostrzeżeniach przed tym, co niechybnie ma nadejść dla całej ludzkości. Bóg nas nie wyzywa, nie poniża, nie gani, nie zmusza, ani nie wyśmiewa się z naszej niedoskonałej ludzkiej natury, wręcz przeciwnie, mówi: „Uważajcie na siebie”. Przecież tak, to tylko może powiedzieć ktoś, kto jest mega zainteresowany naszym losem, i nas autentycznie kocha. Gdy więc Bóg zwraca się do każdego człowieka: „Uważaj na siebie”, to jest to jak najbardziej najważniejsza deklaracja miłości Najwyższego, w której chce nam oznajmić, jak bardzo jest o nas zatroskany.
Czuwajmy więc i módlmy się w każdym czasie, abyśmy potrafili godnie przyjmować do serca dar Bożej Miłości, który przychodzi do nas w osobie Jednorodzonego Syna Bożego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa. Najważniejsza forma modlitwy, jaką jest każdorazowa msza święta, w której Bóg karmi nas swoim Słowem i Ciałem, jest niezbędnym warunkiem, abyśmy byli w stanie przeżyć przemienienie wiary w miłość do Boga, potwierdzając słowa pieśni: „Ja wiem, w Kogo ja wierzę.”
Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny
Już w samej nazwie dzisiejszej uroczystości mamy kluczowe słowo, potrzebne nam do zrozumienia Bożego planu względem każdego człowieka, słowo „poczęcie” określa bardzo wyraźnie prawdę mówiącą nam, kiedy włączany jest stoper życia człowieka względem Boga. Wybranie Maryi do spełnienia misji Bożej Rodzicielki nie zaczęło się dopiero z chwilą Jej narodzin na świat, ale dokładnie już od pierwszej chwili poczęcia w łonie matki, świętej Anny. Dlatego uroczystość dzisiejszą nazywa się Niepokalane Poczęcie, a nie, Niepokalane Narodzenie. Co zatem wynika z tego faktu dla nas, ludzi wierzących i praktykujących chrześcijańską wiarę. Otóż bardzo ważne jest, abyśmy potrafili rozważać tajemnicę każdego życia ludzkiego z perspektywy relacji do naszego Stwórcy, a w szczególności w odniesieniu do Boga, objawiającego się w swojej wewnętrznej Trójosobowości, jako jedność i nierozerwalność. Podobnie ma się rzecz z człowieczeństwem, które dopiero wtedy uzyskuje pełny status swojej natury, stworzonej na podobieństwo Boskiego Oblicza, gdy znajduje się w żywej relacji do Boga i Stwórcy. Człowiek nie jest tylko żywą częścią stworzonego świata, ale jest władcą i panem ustanowionym z Woli Bożej, aby czynić sobie ten świat poddanym.
Zeświecczenie i upodlenie człowieka polega na tym, że próbuje się tego pana i władcę wprzęgnąć w szeregi stworzeń, a nawet rzeczy materialnych, jakoby człowiek miał przyjmować rolę sługi wobec powierzonego mu dzieła stworzenia. Dlatego deprecjonuje się wartość ludzkiego życia na tysiące różnych sposobów, niszcząc tym samym godność ludzkiej natury już od momentu poczęcia. Cud życia, mający swe źródło w łasce spotkania z Bogiem stwarzającym i wchodzącym w relację z osobą ludzką w momencie poczęcia, zostaje pozbawiony tejże relacji: Stworzenie - Bóg, i jest rozważany jedynie w kategoriach biologicznych.
Dar Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny jest dla ludzkości najważniejszym wydarzeniem wszech czasów, a jednocześnie najlepszym dowodem na Bożą Wolę wywyższania każdego człowieka, bez wyjątku, do wysokości Trójcy Przenajświętszej. Tylko poprzez żywy dialog z Bogiem możemy osiągać szczyty możliwości, które zostały nam przekazane w momencie stworzenia. Nie jesteśmy tylko i wyłącznie zjadaczami chleba, którzy mogą się zadowolić egzystencją na poziomie instynktów. Duch i dusza, w których odzwierciedla się zamysł Bożego planu powołania każdego i każdej z nas, do wyższych wartości, do uświęcenia na wzór Najświętszej Maryi Panny, nigdy nie dadzą się zredukować do tak zwanego, i jakże często propagowanego: „bycia sobą”. Nic bardziej błędnego, bo człowiek nie potrafi być sobą w pojedynkę, bez relacji do drugiego człowieka, odnajdywania się w strukturach i kręgach społecznych, gdzie wszyscy mają możliwość odnaleźć swoje miejsce. Nasz święty papież Jan Paweł II wyraził to słowami: „człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa”.
Niepokalaność jest tym znakiem, który Pan Bóg daje nam za przykład, jak można być człowiekiem w pełni wolnym od wszelkich błędów, grzechów, wypaczeń i niedoskonałości, chociaż dobrze wie, że nikt z nas, ludzi z krwi i kości, nawet najbardziej wierzących w Jego Boską moc, nie jest w stanie osiągnąć takiej świętości. Najświętsza Maryja Panna też nie stała się Niepokalaną na mocy swoich zasług, ale tylko dlatego, że została wybrana na Matkę Syna Człowieczego. A zatem czym więcej będziemy się starali wejść w bliską relację z naszym Zbawicielem i Panem, Jezusem Chrystusem, im większe będzie nasze zaangażowanie w wypełnianie Jego Woli, tym skuteczniej osiągniemy coraz lepsze zrozumienie własnego powołania do życia z Bogiem.
Niech Maryja, Niepokalanie Poczęta, wstawia się za nami do swojego Syna, wypraszając nam potrzebne łaski do wchodzenia w coraz głębsze relacje z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, który żyje i króluje, na wieki wieków.
III Niedziela Adwentu
W świecie ukierunkowanym na sukces, wydajność, postępy, bogactwa oraz konkurencyjność, żyjemy my, chrześcijanie XXI wieku, którzy, podobnie jak święty Jan Chrzciciel, potrafimy powiedzieć o sobie samych: „nie jestem godzien.” Te słowa są bardzo kluczowe dla naszej wiary w Boga, przeżywanej we wspólnotowej relacji do Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela. Nie chodzi w tym stwierdzeniu o sztuczne udawanie pokory i poniżanie się, bo zarówno nadmierna pokora, jak i zaniżanie swojej wartości, bywają wyrazem wewnętrznego zakłamania, i są często traktowane instrumentalnie w poszukiwaniu poklasku ze strony ludzi prostolinijnych, nie podejrzewających duchowego kamuflażu.
Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie… no bo tak naprawdę, co czyni mnie godnym wizyty Króla Wszechświata, Pana wieków i wieczności, w czym tkwi moja zasługa, że On zwraca się do mnie po imieniu, całkiem osobiście, i chce mnie zaprosić do wspólnego życia? Przecież całe moje istnienie jest naznaczone ciągłymi upadkami i bezsilnością wobec różnorodnych ludzkich słabości, a kiedy komuś czasem uda się podnieść i staje na własnych nogach, żeby zrobić coś dobrego, to i tak okazuje się, że na dłuższą metę trudno jest kroczyć wbrew przeciwnościom natury. Dlatego największym sukcesem człowieka może być jedynie świadomość, że sam z siebie nie jest godzien niczego, trochę można porównać tę sytuację z innym zdaniem, wypowiedzianym kiedyś przez filozofa: „Wiem, że nic nie wiem.”
W przeżywaniu świętego czasu Adwentu, a więc przygotowania siebie na Boże Narodzenie, wiele osób uczestniczy w rekolekcjach adwentowych, które ukierunkowują nas na kolejną poprawę naszego życia, oczyszczenia się z grzechów i zdobycia gotowości na przyjęcia Pana Jezusa do serca swego, a nie tylko odwiedzenie żłóbka w kościele i sentymentalne odśpiewanie naszych polskich, prawdę mówiąc, najpiękniejszych na świecie, kolęd Bożonarodzeniowych. Niektórzy nawet decydują się na podjęcie jakichś postanowień adwentowych, które w tym nowym roku liturgicznym będą wyzwaniem i sprawdzianem ich silnej woli, chęci wytrwania w czymś, co uważają za remedium na różnego rodzaju słabości.
Jednym słowem walczymy jak możemy, żeby przypodobać się Panu Bogu, ponieważ boimy się bycia nieudacznikami, którzy nie potrafią sobie poradzić w życiu. Zresztą większość z nas wkłada wiele trudu we wszelkiego rodzaju sprzątania, przygotowania do świąt, trzeba też zadbać o swój własny wygląd, jakieś porządne ubranie odświętne, buty, może wymyć okna przed świętami, i wypadałoby wyprać firanki, jeżeli takowe posiadamy. No a przy całym tym zalataniu, wokół codziennych trosk, pozostaje nam na koniec zadbać też o duszę, powymiatać z serca nagromadzone tam grzechy, żeby pojednać się z Ojcem Niebieskim.
Przy przedświątecznym zabieganiu o staranne przygotowanie się do świąt Bożego Narodzenia, pamiętajmy jednak wciąż o jednym, żeby nie robić tego wszystkiego tylko dla siebie, dla własnej satysfakcji, doskonałości, świętości, prześcigania innych, w myśl zasady bycia na topie, bo tu nie chodzi o igrzyska, albo jakiś fitness religijny. Najpiękniejszy owoc adwentowego nawrócenia i prawdy niechaj się wyraża w słowach wyznania pełnego miłości: Panie, nie jestem godzien, Panie, nie jestem godna, bo wszystko, co mam, jest darem od Ciebie, i jedyne co mogę zrobić, to szczerze przeprosić Cię, Boże, że nie zawsze umiem ten dar dostrzegać z wdzięcznością, używając go według Twojego, Bożego zamysłu.
Bóg kocha nas pomimo wszystkich błędów, grzechów i nieudacznictwa, właśnie dlatego przysyła nam swojego Jednorodzonego Syna, abyśmy za Jego wstawiennictwem i światłem Ducha Świętego, w którym potrafimy uczyć się prawdy o sobie, zostali wybawieni z wszelkich ograniczeń grzechu i niedoskonałości. Sakrament spowiedzi świętej nie polega na traktowaniu konfesjonału jako kontenera na śmieci, do którego wyrzucamy nazbierane grzechy, wcześniej sortując je w rachunku sumienia według ciężaru gatunkowego i jakości moralnej. Spowiedź jest tym szczególnym, sakramentalnym wyznaniem swojej bezsilności, dziecięcej bezradności, w którym otrzymujemy prawdziwą godność dziecka Bożego, całkowicie darmo oraz w całej pełni. Nie grzech jest centralnym punktem spotkania człowieka z Miłosiernym Bogiem, ale odpuszczenie win i doświadczenie błogosławieństwa przemiany w żywe Ciało Chrystusa, którym jest Kościół Święty. Tylko w konfesjonale otrzymujemy przebaczający pocałunek kochającego Boga, jako znak przywrócenia do wspólnoty Świętości z Ojcem i Synem i Duchem Świętym.
IV Niedziela Adwentu
W świetle dzisiejszej Ewangelii możemy lepiej zrozumieć, dlaczego modlitwa Różańcowa ma tak wielkie znaczenie w życiu Kościoła. Zarówno święci, którzy już zostali wyniesieni na ołtarze, jak również każdy, kto kiedykolwiek przekonał się do odmawiania Różańca, potwierdzają jednoznacznie moc Maryjnej modlitwy.
„Duch Święty napełnił Elżbietę, gdy tylko usłyszała pozdrowienie Maryi.” Jakże kluczowe zdanie dla każdego człowieka, który pragnie zgłębić Maryjne misterium w świetle Biblijnych tekstów, mówiących o Najświętszej Maryi Pannie, Matce naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa.
Niektórzy wręcz boją się mówić zbyt wiele o Dziewicy poślubionej Józefowi, ażeby niejako nie przesłaniać głównego tematu chrześcijańskiego głoszenia Słowa Bożego, które jak najbardziej ukierunkowane jest na centralną Postać Dobrej Nowiny, czyli Pana Jezusa.
Ale nie potrzebujemy się obawiać, żeby splatanie tych dwóch wątków: Syna i Matki, mogło choćby w najmniejszym stopniu pomniejszyć rolę i znaczenie wiary w Syna Bożego. Podobnie jak czytanie ikon wskazuje nam wyraźnie na rolę Matki, która nigdy nie stanowi centrum, lecz tylko jakby tło, wskazówkę, w jaki sposób my, ludzie wiary, możemy odnaleźć drogę do Miłosiernego Serca Jej Syna. Maryja jest Tą drugą Ewą, która stała się pośredniczką nowej drogi dla ludzkości, drogi do wiary.
Wracając jednak do naszego kluczowego zdania, zobaczmy jeszcze raz ten wątek, próbując zrozumieć jego głębszy sens. Otóż zwykłe słowa pozdrowienia, jakie Maryja użyła wobec swojej krewnej, stały się jakby zapalnikiem do wzniecenia w niej nowego stanu ducha. Elżbieta nie ukrywa nawet swojego zdziwienia z tego wspaniałego spotkania, obecność Ducha Świętego przepełnia całkowicie jej matczyne serce, a nawet dzieciątko w jej łonie poruszyło się z radości, jak to relacjonuje Ewangelista Łukasz.
Maryja Dziewica jest Pośredniczką łask i Przybytkiem Ducha Świętego, dlatego każde Jej słowo i pozdrowienie jest nie tylko wypowiedzią na poziomie językowym, semantyczno-gramatycznym, ale zawiera w sobie modlitewno-chwalebny charakter, uwielbienie w kierunku Boga, Zbawcy człowieka. Nikt z ludzi, nawet najbardziej wytrawnych teologów, nie jest w stanie tak pięknie i modlitewnie przemawiać, jak Maryja. Potwierdzenie tego faktu znajdujemy zarówno na kartach Pisma Świętego, Nowego Testamentu, jak również w świadectwach osób, które kiedykolwiek dostąpiły łaski prywatnego objawienia się im Matki Najświętszej.
A więc Moc jest z Maryją, i każdorazowe zanurzenie się w Jej modlitwę „Zdrowaś Maryjo” sprawia, że ta Moc Ducha Świętego i Łaski, której Ona jest pełna, staje się naszym udziałem. Stąd bierze się niezwykła siła Różańca Świętego, którego regularne odmawianie, leży Maryj szczególnie na Jej Matczynym, przebitym Mieczem Boleści, Sercu.
Kończąc okres adwentowych dni, rekolekcji i mszy roratnich, nie zamykajmy tego czasu w muzeum wydarzeń z przeszłości, ale niech one właśnie teraz zaczną wydawać owoce Ducha Świętego, który jest w stanie rozniecić w człowieku ogień nadziej, miłości i wiary. Z Różańcem w ręku mamy jeszcze większą szansę na odkrycie, jak Wielki jest Pan, który spogląda na swój Kościół i Jego Matkę, uniżoną Służebnicę, Najświętszą Maryję Pannę.
Narodzenie Pańskie
„Nie bójcie się”, to, co wydarzyło się w Betlejem i zapoczątkowało nową erę w historii ludzkości, to jest Chwała Bogu na wysokości, a pokój ludziom na niskości. My jesteśmy tego świadkami, jeżeli przyjmujemy Radosną Nowinę jako coś, co ma być nieodłączną i żywą częścią naszego ziemskiego życia. Nie da się przejść obojętnie wobec Bożego planu Zbawienia, objawionego w Narodzinach Syna Człowieczego. Są tylko dwie możliwości, albo jesteśmy za, albo przeciw, żadna inna droga nie istnieje, bo tylko w imieniu Jezus jest nasze wybawienie, pełne źródło życia i pokoju, którego człowiek tak bardzo poszukuje, i bezwzględnie potrzebuje, aby móc spełniać się w swojej ludzkiej naturze. Nie dano ludziom innego imienia pod niebem, w którym moglibyśmy osiągnąć to wszystko, co możemy otrzymać, gdy z czystym sercem i otwartymi ramionami przyjmujemy Boga Człowieka, narodzonego dziś z Maryi Dziewicy.
Poprzez przyjście na ziemię w ludzkiej postaci, Bóg uświęcił, w sposób szczególny, życie każdego człowieka, a jednocześnie nadał człowiekowi wymiar nadzwyczajny, odtąd nie jesteśmy już tylko jakimiś tam marnymi stworzeniami, które mają błąkać się bezcelowo po ziemi, miotani przeróżnymi zagrożeniami z zewnątrz, czy wewnątrz naszej ubogiej natury. Wszystko, co przeżywamy, przeżywamy przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, jak to słyszymy na zakończenie Modlitwy Eucharystycznej, podczas każdej Mszy świętej.
Boże Narodzenie jest uroczystością o potrójnym wymiarze, przede wszystkim jako wypełnienie Woli Bożej dla ratowania całej ludzkości z upadku grzechu pierworodnego, który przygniata nas swoimi konsekwencjami. To odrodzenie do życia, w świętości i pełnej wolności dzieci Bożych, jest wynikiem działania całej Trójcy Świętej, Ojca i Syna i Ducha Świętego. Świętujemy zatem wspólnie z Trójcą Przenajświętszą te dary, które są naszym udziałem: Chwałę Bożą, radość dziecięctwa Bożego, i Boży pokój, który jest rozlany w sercach naszych poprzez obecność Ducha Świętego, pozwalającego nam zwracać się do Boga, Abba Ojcze.
Boże Narodzenie wprowadza nas na drogę światłości, abyśmy już nie musieli więcej szukać, po omacku, prawidłowego kierunku naszego pielgrzymowania ziemskiego. Jezus jest Światłością świata, dlatego każdy, kto w Niego uwierzy i pójdzie za Nim, nie dozna rozczarowania, znajdując prawdziwe pastwiska, gdzie On jest Pasterzem owiec, aby nie zginęły, lecz miały życie wieczne mocą Jego Najświętszej Ofiary z Ciała i Krwi. Owce, które słuchają Jego głosu, bierze na ramiona i przynosi z powrotem do stada, w którym są bezpieczne, odzyskując godność i życie wieczne.
Nie bójmy się zainwestować naszego życia i powierzyć się Panu Bogu, aby nasza wiara opierała się na pełnym zaufaniu, że bez Jezusa nic nie potrafimy zrobić dobrego, a tylko dzięki Jego obecności jesteśmy w stanie przenosić góry przeszkód, jakie życie stawia na naszej drodze. On nas potrafi uleczyć i wynieść na wysokości Niebios, tak że wszystko w naszym życiu nabiera kolorów, i nawet utrapienia obecnego czasu nie są w stanie nas złamać, ponieważ Pasterzem naszym jest Pan, i On nie pozwoli, abyśmy zagubili się w labiryncie ziemskich niepowodzeń i cierpienia.
Nędzna stajenka Betlejemska stała się przystanią, w której Bóg, po raz pierwszy, zapoczątkował swoją wędrówkę wśród ludu. Nie bójmy się zatem, że czasem czujemy się ubodzy, bezwartościowi, jakby spoza marginesu społecznych oczekiwań, bo właśnie On potrzebuje tych naszych słabości, poprzez które najlepiej objawia swoją Bożą Wszechmoc. Głoszenie Ewangelii dokonuje się najpełniej w cichości i ukryciu, bez zbędnego blichtru świetności. Podobnie jak pierwsi czciciele Dzieciątka w Betlejem, pastuszkowie, stoimy z pustymi rękoma, i często nie potrafimy nawet wypowiedzieć słowami tego, co kryje się w naszych sercach. A cóż to za problem?Przecież to właśnie On daje się nam całkowicie i jest naszym najcenniejszym Skarbem, Darem Miłości Bożej, który nie tylko ubogaca nas samych, ale którym możemy dzielić się ze wszystkimi naszymi braćmi i siostrami w Panu.
Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich ludzi, bez wyjątku.
Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa
Rodziną świętością silna, myślę, że tego typu hasło można w dniu dzisiejszym przyjąć jako myśl przewodnią. Oczywiście dla wielu osób świętość nie stanowi jakiejkolwiek wartości, albo też nie wiedzą dokładnie, co to takiego jest, ta świętość, dlatego Święta Rodzina jest dla nich poza zasięgiem zainteresowania. Tymczasem fragment z dzisiejszej Ewangelii rzuca wiele światła na rozważania o świętości jako takiej, a zarazem uczy nas, w jaki sposób każdy z nas, w środowisku, w którym żyjemy, może tę świętość uobecniać i rozwijać.
Po pierwsze, świętość nie jest czymś statycznym, raz na zawsze podarowanym, ale cechuje ją dynamiczny rozwój, wzrost, a w przypadku zaniedbania oraz odchodzenia od świętości, człowiek jest w stanie zagłuszyć w sobie jej obecność. Typowym przykładem odchodzenia od świętości jest popularne stwierdzenie: jestem osobą wierzącą, ale niepraktykującą. Gdy zabraknie codziennej modlitwy, przyjmowania sakramentów świętych, uczestnictwa we wspólnocie lokalnego kościoła, a także zamykanie się na miłość bliźniego, wówczas człowiek przestawia się na inne tory swojej ludzkiej egzystencji, które mogą mieć bardzo chwalebne cele o charakterze filozoficznym, socjalnym, politycznym, moralnym, ekonomicznym, psychologicznym, czy też innym, jednak religijny charakter życia zostaje wyeliminowany, a co za tym idzie, nie ma już żadnego odniesienia do Boga.
Święta Rodzina jest wspaniałym przykładem, że najlepiej możemy budować swoją świętość w oparciu o relację do drugiego człowieka, który jest nosicielem Bożego Obrazu w całej swojej naturze, również w ułomności tej natury, przejawiającej się w ograniczoności, jaką odzwierciedlamy w sobie od momentu grzechu pierworodnego. Najciekawsza informacja, jaką dzieli się z nami dzisiaj Łukasz Ewangelista, to stwierdzenie, że „Jezus czynił postępy w mądrości i łasce”. Otóż to był najnormalniejszy rozwój tego, najpierw dziecka, później chłopca, i wreszcie młodzieńca o imieniu Jezus, Syna Maryi, a jednocześnie Syna Człowieczego, który jak każdy inny człowiek potrzebował czasu, aby dojrzewać do wieku dorosłego, uczyć się wszystkiego po kolei, co było Mu niezbędne do pełni dojrzałości, a jednocześnie rozwijać w sobie łaskę u Boga, oraz u ludzi, ażeby mając trzydzieści lat, być gotowym do objawienia się ludowi jako Syn Boży i Zbawiciel.
Czas od narodzin, aż do momentu pełnej gotowości, by głosić Ewangelię ludowi, spędził Jezus wraz z Maryją i Józefem. Ten ukryty czas przygotowań do pełnego objawienia się, jest dla nas najlepszym przykładem, jak ważne jest wzrastanie każdego człowieka w atmosferze kochającej rodziny, w której można uczyć się swojego człowieczeństwa, aby stać się gotowym do dorosłego, i w pełni odpowiedzialnego życia. Nawet Bóg-Człowiek wzrastał w mądrości i łasce, ucząc się od ludzi tego, co naprawdę jest mądre i święte. A zatem, jeżeli sam Bóg potrzebował ludzkiej opieki i przykładu od najbliższych, w jaki sposób trzeba budować swoją świętość, to również my nie dajmy sobie wmówić, że dzieci same kiedyś wybiorą sobie wiarę, jak już będą dorosłe. Rodzina jest najlepszym środowiskiem, w którym ludzie uczą się odkrywać to, co mają najlepszego w sobie. Również rodzice uczą się niejednokrotnie od swoich dzieci, że pewne zachowania lepiej skorygować, aby dobro i wzajemny szacunek były zawsze na pierwszym miejscu.
Wsłuchiwanie się w siebie nawzajem jest najlepszą drogą do dialogu oraz unikania konfliktów między członkami rodziny. Tutaj nie ma żadnych wyjątków, również dzieci mają prawo do przedstawienia argumentów na temat swojego zachowania, podobnie jak Maryja wysłuchała tłumaczenia swojego dwunastoletniego Syna, dlaczego Go nie było wraz z rodzicami przez trzy dni. Świętość nie jest jakąś ochroną przed konfliktami, ale poprzez świętość jesteśmy w stanie jeszcze lepiej zrozumieć drugiego człowieka, również tych wszystkich ludzi, którzy nie chcą żyć w zgodzie i pokoju z innymi.
Ogarnijmy dzisiaj naszą modlitwą każdą rodzinę i poprzez wstawiennictwo Jezusa, Maryi i Józefa, niechaj wzrastają wszyscy w mądrości i łasce u Boga, naszego wspólnego Ojca w Niebie.
Świętej Bożej Rodzicielki Maryi
Stary rok się wypalił i stojąc na progu nowego roku składamy sobie wzajemnie życzenia, aby ten nowy rok był pomyślniejszy, piękniejszy, szczęśliwszy, obfitszy w konkretne owoce pracy rąk ludzkich, no i do tego spokojniejszy, bez wojen, czy też przeróżnych katastrof, zarówno tych zawinionych przez człowieka, jak i tych niezawinionych, które serwuje nam, od czasu do czasu, nasza matka natura.
Ale czy my wierzymy w te wszystkie nasze życzenia noworoczne, wypowiedziane, jak i niewypowiedziane, mając na uwadze tyle różnych, niespełnionych marzeń, oraz postanowień z zakończonego co dopiero roku, ale też z lat poprzednich, od zarania naszych świadomych dni? Często los płata nam figle i nie pozwala na spełnianie marzeń, chociaż jesteśmy pełni optymizmu, napotykamy wciąż nowe przeszkody na drodze do samorealizacji, tracąc w ten sposób wiarę w siebie.
Jesteśmy w pewien sposób niewolnikami różnych systemów wartości, dla których gotowi jesteśmy sprzedać swoją tożsamość, byleby nie odstawać od elit społecznych, mających wpływ na kształtowanie się wizji świata, w którym żyjemy. Tak zwana moda, powszechnie panująca na różnych poziomach przyjętego kodeksu zachowań, myślenia, kształtowania opinii publicznej, jest dla wielu ludzi najważniejszym punktem odniesienia. Tymczasem moda zmienną jest, i to, co kiedyś było popularne, okazuje się dziś i jutro tracić swoją wartość, a więc i człowiek podążający wciąż za trendami mody, siłą rzeczy wystawiony jest na ciągły brak stałego zaufania do siebie samego, poprzez konieczność korygowania swoich życiowych wyborów. Następuje również załamywanie własnej tożsamości, jako osoby posiadającej ideały oraz twórczy charakter, gdyż chęć dostosowywania siebie do ogólnie przyjętych wzorców, nie pozwala trzymać się raz przyjętych, życiowych planów.
Życzenia „Szczęśliwego Nowego Roku!” w języku niemieckim mają trochę dziwną formę: „Einen guten Rutsch ins neue Jahr!” czyli dosłownie mówiąc życzymy tutaj jakby „ Dobrego wślizgnięcia się w Nowy Rok!” No właśnie, bo życie często kojarzy się z takim jakby ślizganiem się po życiowych ścieżkach, gdzie raz mamy z górki, a raz pod górkę. Jest to taka forma życzeń, która opisowo daje człowiekowi do zrozumienia, jak bardzo jest zależny od matki natury i panujących w niej warunków, również tych wszystkich układów i zależności społecznych, w których przychodzi nam żyć. Zawsze możemy mieć nadzieję na lepsze jutro, na lepszy nowy, nadchodzący. rok, ale pewności niestety nie możemy tutaj sobie zafundować, dlatego życzenia noworoczne należą zwykle do sfery marzeń.
W całej tej naszej ludzkiej niepewności rozpoczynamy Nowy Rok świętem Maryi Bożej Rodzicielki, ponieważ dla nas, chrześcijan zakotwiczonych w misterium Bożego Narodzenia z Dziewicy Maryi, największą rolę odgrywa obecność Matki Bożej, a nie matki natury. Przez Jej świętość i posłuszeństwo Bożej Woli, wypowiedziane w słowie „Fiat”, czyli „Niech mi się stanie według Słowa Twego”, Słowo Boże na stałe weszło w historię ludzkości i odtąd nieprzerwanie przemienia każdego z nas w Dziecko Boże. Nie jesteśmy zatem bezwiednie poddani prawom natury i przemijania, jakkolwiek doświadczamy w sobie bezsilność i wypalenie, powolne przegrywanie z otaczającym nas światem i wyniszczenie tego wszystkiego, co nadaje sens naszemu istnieniu, to jednak wiara w nowe narodziny, narodziny dla Boga, podtrzymuje nas na duchu i w nadziei życia wiecznego nadaje sens i radość ludzkiej ograniczoności.
Święta Boża Rodzicielko, bądź nam przewodniczką, jak mamy odpowiadać Panu Bogu na wezwanie do przyjęcia Odwiecznego Słowa, które w Duchu Świętym jest w stanie przemienić nasze życie na pokorną służbę w Królestwie Światła i Radości. Twoje Macierzyństwo niechaj zawsze ochrania Kościół Święty, prowadząc Jego dzieci do szczerej i trwałej odnowy życia w Twoim Synu, a naszym Panu, Jezusie Chrystusie.
II Niedziela po Narodzeniu Pańskim
Święta Bożego Narodzenia nie tylko skłaniają nas do refleksji nad przyjściem Boga na ziemię w ludzkiej postaci, narodzonego z Maryi Panny w Betlejem, dziecięcia złożonego w żłobie. Te Święta mają również drugi wymiar, o którym mówi w dzisiejszej Ewangelii święty Jan Apostoł, chodzi o nowe narodzenie każdego człowieka z Boga, stanie się dzieckiem Bożym, dzięki mocy wiary w Słowo, które stało się Ciałem. Taka wymiana między tym, co Boskie, a tym, co ludzkie. Odtąd już nie potrzebujemy się obawiać, że Bóg, w którego wierzymy, jest niezrozumiały i zbyt odległy od nas, gdyż nie tylko stał się jednym z nas, ale dał nam moc, abyśmy mogli stać się częścią Boga, wywyższeni do tytułu dziecka Bożego, a więc kogoś, kto ma prawo mówić do Pana Boga Ojcze, oraz oczekiwać, jak każde dziecko, szczególnego zainteresowania, miłości i ochrony Ojcowskiej, no bo cóż by to był za ojciec, który by nie dbał o swoją córkę czy syna.
Czyli Boże Narodzenie to jest również Twoje i moje narodzenie, nasze wejście w rodzinną relację z całą Trójcą Świętą, to zaakceptowanie prawdy, że odtąd nikt nie musi czuć się samotnie, bo zarówno Maryja Dziewica, święty Józef, Apostołowie i wszyscy święci w Niebie, są z nami spokrewnieni poprzez wiarę w Syna Bożego. Potrzeba tak niewiele, żeby stać się dzieckiem Bożym, a w zamian otrzymujemy pełny pakiet darów z Nieba, błogosławieństw, a przede wszystkim dziedzictwo życia wiecznego, wobec którego żadne bogactwa ziemskie i największe honory, nie mogą nawet się równać. Potrzeba tylko jednego, aby Słowo Boże przyjąć do serca i zaakceptować Je jako swoje, by następnie całym życiem świadczyć o dziecięctwie Bożym wobec wszystkich ludzi.
Wiemy jednak dobrze, że świat niechętnie przyjmuje Jezusowe orędzie o zbawieniu człowieka, i dlatego każdy, kto przynależy do Jezusa i jest świadkiem Jego Ewangelii, musi się przygotować na podobne odrzucenie, jakiego nasz Pan Jezus Chrystus doznał w swoim ziemski życiu, dając świadectwo Prawdzie. Światowa niechęć do Prawdy i Światła, jakie Jezus przyniósł nam bezpośrednio od swojego Ojca w Niebie, leży u podstaw wszelkich prześladowań, mających nieustannie miejsce na całym kręgu ziemi. Już sam fakt prześladowań i nienawiści, z jaką dzieci Boże spotykają się na każdym kroku, jest dowodem na autentyczność przesłania płynącego z ubogiej stajenki Betlejemskiej.
Jest jeszcze trzeci element, bardzo ważny, który przynależy do Bożonarodzeniowego przesłania, jest nim wspólnota dzieci Bożych, które w Chrystusie Panu tworzą jedną, wspólną rodzinę, nazywając siebie siostrami i braćmi. Nie tylko święci w Niebie mają zaszczyt, aby przyznawać się do pokrewieństwa z nami poprzez wiarę, ale każdy człowiek, który przyjął Chrzest święty, i jest aktywnym członkiem Kościoła Świętego, ma ten przywilej. Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym, łączą nas w jedną całość, Mistyczne Ciało Chrystusa, w którym On jest Głową, a my żywymi członkami Jego Kościoła. Dlatego fałszywe jest stwierdzenie, że dzisiaj już nie możemy spotkać Jezusa Chrystusa i dotknąć Go, tak, jak mogli to zrobić Jego uczniowie, Apostołowie, kiedy był obecny wśród nich, nauczając prawd ewangelicznych. On jest obecny z nami aż do skończenia świata, dokładnie, jak nam obiecał to za swojego ziemskiego życia. Dzisiaj dotykamy Jezusa w sakramentach świętych, we wspólnocie Kościoła, w każdym człowieku, potrzebującym pomocy.
Bóg wypowiedział tylko jedno Słowo: JEZUS, i w tym właśnie Słowie możemy być zbawieni od wszelkiego zła, grzechu i śmierci. Niechaj to Imię Boskiego Zbawiciela nie schodzi nigdy z ust naszych, i chociaż nie zawsze potrafimy modlić się tak, jak się należy, to wtedy powtarzajmy przynajmniej bezustannie Jezus, Jezus, Jezus…
Objawienie Pańskie
Mędrcy przybyli, aby oddać pokłon Panu, nowonarodzonemu Dziecięciu. Ich tajemna wiedza, umiejętność czytania Pism i odczytywania znaków, pójście za gwiazdą, która doprowadziła ich do miejsca, w którym odnaleźli Dziecię, to wszystko pozwoliło im oddać pokłon i złożyć dary dla Króla Żydowskiego, Pana nieba i ziemi. Wiara Mędrców była zatem wynikiem dogłębnego studiowania mądrości, polegała przede wszystkim na rozumowym poszukiwaniu prawdy, i właśnie dzięki odnalezieniu Prawdy, mogli oni przeżyć osobiste spotkanie ze Zbawicielem, chociaż dopiero co narodzonym i bezsilnie zależnym od ludzkiej miłości.
Niektórzy próbują wykluczyć element naukowy, wiedzy opartej na rozumie, z wiary w Boga, twierdząc, że gdyby wiarę dało się udowodnić, to już nie byłoby mowy o wierze, ale o doświadczalnym, w pełni naukowym zjawisku. Ale pamiętamy z pewnością formułę świętego Anzelma z Canterbury: „Fides quaerens intellectum”, co oznacza, że „Wiara poszukuje zrozumienia”, a więc intelektu ludzkiego, mądrości i światłości umysłu, aby zrozumieć Prawdę Objawioną przez Boga, bo w tej Prawdzie znajduje się nasze prawdziwe wyzwolenie od błędów, grzechu i śmierci.
Wiara jest czymś więcej, aniżeli tylko przekonaniem o istnieniu Pana Boga. Człowiek wierzący i praktykujący wiarę, to ktoś, kto w sposób sobie właściwy próbuje zgłębiać tajemnice wiary, prawdy objawione na kartach Pisma Świętego, używa intelektu i mądrości dla pełnego zrozumienia Woli Bożej w życiu, tak, aby móc kierować się Ewangelią. Gdy podstawowa wiara jest akceptacją Bożego Objawienia, tak miłość do Pana Boga, otworzenie się na Jego obecność w życiu, jest następnym, wyższym stopniem wchodzenia w relację osobistego spotkania z Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Ta bliskość Boskości otwiera człowieka na wejście w inny wymiar duchowości, w którym dokonuje się osobiste uświęcenie i przewartościowanie życia w kierunku pokory i umiłowania Boga w drugim człowieku.
Na wzór Mędrców ze Wschodu, również i my dzisiaj możemy poszukiwać znaków, które pomogą nam lepiej zrozumieć Wolę Bożą, jak również doprowadzą nas do całej Prawdy, Słowa, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. Do tego poszukiwania posiadamy różne narzędzia, dane nam od Boga, abyśmy łatwiej mogli odnaleźć drogę do Jezusa. Jesteśmy wyposażeni w modlitwę, sakramenty święte oraz wspólnotowe przeżywanie wiary, by nosić jedni drugich brzemiona.
Gwiazdą przewodnią, wskazującą kierunek i miejsce, w którym odnajdziemy Zbawiciela, jest Maryja Dziewica, Matka Kościoła, i Pani nasza. Od niej uczymy się pokory, cierpliwości, mądrości, a przede wszystkim niezachwianej wiary, że Bóg wierny jest w swoich obietnicach i nie pozwoli, aby Jego dzieci zginęły, gdy z całej duszy, i ze wszystkich sił, dążą do przyjęcia Prawdy Królestwa Niebieskiego.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie godzi się zapomnieć, rozważając tajemnicę Objawienia Pańskiego w naszym życiu. Pamiętajmy, żeby w każdej sytuacji dziękować Panu Bogu za łaskę wiary oraz te wszystkie dary, którymi nas obdarza. Nie może zabraknąć najważniejszego, czyli „oddania pokłonu Bogu”, jak to uczynili Mędrcy. Wdzięczność w wierze, nadziei i miłości, są najlepszymi darami, jakie możemy złożyć u stóp Dzieciątka.
Pobłogosław Boże Dziecię
tych, co wiernie Cię szukają,
niech nie błądzą po tym świecie,
i wciąż szczerze Cię kochają.
Chrzest Pański
W Kościele mamy trzy sakramenty święte, które można przyjąć tylko raz w życiu, są to: Chrzest, Bierzmowanie i Kapłaństwo, ich niewymazywalny charakter sprawia, że raz przyjęte, udzielają człowiekowi świętego namaszczenia Bożą Łaską, nie tylko na jakiś okres czasu, ale na całą wieczność.
W dniu dzisiejszym, kiedy świętujemy Chrzest Pański, warto by się trochę zatrzymać nad naszym zrozumieniem tego pierwszego, i podstawowego sakramentu, jakim jest dla nas Chrzest święty. Bez sakramentu Chrztu świętego nie sposób jest wyobrazić sobie Kościoła świętego, ustanowionego z Woli Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który poddał się Janowemu rytuałowi obmycia w rzece Jordan, na odpuszczenie grzechów, i w ten sposób pokazał nam drogę, którą każdy z nas musi wybrać, jeżeli chce przynależeć do grona Jego uczniów, tak braci, jak i sióstr w wierze.
Pierwsze niezrozumienie, jakie powszechnie można zauważyć, również wśród ludzi wierzących, to przekonanie, że to my sami, z wolnej i nieprzymuszonej woli wybieramy przyjęcie Chrztu, według własnego upodobania, lub odrzucamy, gdy wydaje się nam jakoś nie po drodze z Kościołem i Jego nauką, z Jego wyznawcami. Ale przecież to nie my jesteśmy bogami, którzy samowładnie potrafią zawiadywać wiarą, bądź niewiarą, tylko Bóg, Ojciec nasz, który jest w Niebie, suwerennie decyduje o tym, kogo przyciągnie do wspólnoty ze sobą, w całej rozciągłości Trójosobowego Bóstwa. Więzy Miłości, to jedyna droga, na której człowiek może być przyciągnięty do zaakceptowania wiary, jeżeli okaże się godny Królestwa Niebieskiego. Takie tam szafowanie słowami, że jak chcę, to wierzę, a jak nie chcę, to nie wierzę, jest tylko przeintelektualizowaniem swojej wolnej woli, rozumianej w kategoriach samowolki, która w rzeczywistości jest uzależniona od każdej niedoskonałości dnia codziennego, oraz braków w zrozumieniu powołania osoby ludzkiej. Poczucie wiary i chęć przynależności do wspólnoty Kościoła jest wspaniałym znakiem obecności Bożego Ducha w człowieku, który roznieca pragnienie pójścia za Głosem Bożym, wzywającym wszystkich ludzi do stawania się dziećmi Bożymi, według zbawczej misji Syna Człowieczego, który właśnie dlatego zstąpił na ziemię, aby stać się naszą Drogą, Prawdą i Życiem.
Chrzest, to nie tylko jakiś tam rytuał polewania głowy wodą święconą, z równoczesnym wypowiadaniem formułki sakramentalnej. Jezusowy Chrzest, to Duch i Ogień, który zaczyna płonąć w życiu osoby ochrzczonej, by odtąd wszystko, co jest ciemne i grzeszne, rozświetlić płomieniem wiary, a także wypalić wszelkie niedoskonałości, i wydobyć to, co mamy najszlachetniejsze w naszej naturze ludzkiej, na powierzchnię człowieczeństwa. Stąd też zapalanie świecy chrzcielnej od Paschału, symbolu Chrystusa, tej świecy, która powinna towarzyszyć nam przez całe życie, aż do śmierci. Pamiętam pogrzeb jednej parafianki, która zmarła w wieku ponad osiemdziesięciu lat, i stojącą przy jej trumnie, bardzo zniszczoną, pożółkłą i przekrzywioną, jej świecę od chrztu, która jednak potrafiła wciąż płonąć, na świadectwo wiary. Może warto odszukać swoją świecę chrzcielną i zatroszczyć się o nią, aby nie zaginęła gdzieś w rupieciach z przeszłości, zapalając ją z okazji ważniejszych wydarzeń życiowych, takich jak Pierwsza Komunia, Bierzmowanie, Ślub, Kapłaństwo, Sakrament Chorych, świętowanie dnia urodzin, a także dnia Chrztu świętego, przy łóżku chorej osoby, szczególnie w godzinie śmierci, ten ogień świecy chrzcielnej odgrywa bardzo ważną rolę w naszej trosce o gorącą i zawsze świetlaną wiarę, w każdej sytuacji życiowej.
Przyjmując Chrzest Pański za swój własny, czyli decydując się pójść Jego śladami, decydujemy się na życie według Serca Bożego, oddając całkowicie własną wolę w ręce Najwyższego, respektując Jego świętą Wolę, wyrażoną w Przykazaniach i nauce Ewangelii. To jest możliwe tylko wtedy, gdy z całego serca będziemy prosić Pana Boga o łaskę wiary, ponieważ sami z siebie niczego nie potrafimy dokonać, i nawet najbardziej dobra wola człowieka nie wystarczy, aby przez całe życie zachować płomień wiary nienaruszony. Z pomocą Bożą jednak, i pełni natchnień pochodzących od Ducha Świętego, możemy liczyć na Miłość i Miłosierdzie Boże, które zachowa nas na życie wieczne.