Homilie B - 1
I Niedziela Adwentu
Znany duński filozof Kierkegaard powiedział kiedyś, że: “Życie należy rozumieć wstecz, ale trzeba je przeżywać do przodu.” Akurat to zdanie bardzo mi się kojarzy z innym zdaniem, wypowiedzianym około 40 lat temu w Krakowie przez mojego instruktora prawa jazdy: „Pamiętaj, jak prowadzisz samochód, to patrz się przed siebie.” No proste jak drut, nic dodać, nic ująć, a jednak życie to nie drut, i czasami ma tyle niebezpiecznych zakrętów, że trudno się połapać.
Człowiek lubi mieć pewność i ciągle szuka zrozumienia siebie samego, potwierdzenia swojej wartości, my lubimy przetarte szlaki, konkretne sytuacje, znane rozwiązania, w których wiemy, że już kiedyś się sprawdziliśmy i możemy wtedy liczyć na siebie, bo nie boimy się własnych reakcji oraz nieoczekiwanych upadków w bezsensowność istnienia. A spoglądanie wstecz na swoje życie, takie chodzenie tyłem do przodu, żeby kontrolować siebie na bazie osobistych doświadczeń z przeszłości, powoduje poczucie bezpieczeństwa i wyobrażenie zrozumienia własnej tożsamości.
No ale jak to filozof twierdził, życie trzeba przeżywać do przodu, każdy nowy krok, stawiany w przyszłość, jest nowym wyzwaniem w nieznane, nieprzewidywalne, i nie zawsze podlegające pełnej kontroli z naszej strony. Przeszłość nie jest wykładnią przyszłości i ciągłe patrzenie do tyłu, próba interpretacji siebie i swoich zachowań tylko przez pryzmat tego co było, jest ucieczką od przeżywania życia do przodu, wyjścia ze skorupy własnych uzależnień z przeszłości.
Wezwanie Jezusa do uważnego czuwania jest niczym innym jak wyzwaniem do odważnego patrzenia przed siebie i nie oglądania się wciąż wstecz, bo wtedy istnieje ryzyko, że nie dostrzeżemy ani ludzi, ani zdarzeń czekających na naszej drodze życia. Takie nieustanne krążenie wokół definicji własnego bezpieczeństwa egzystencjalnego może bardzo szybko stać się symbolem własnej doskonałości, ale tylko symbolem, bo bez zaangażowania się w bagaż doświadczeń drugiego człowieka i świata wokół nas, tracimy świeżość życia i stajemy się intelektualną kiszonką zaprzeszłych spraw.
Czuwaj baranie nad tą kierownicą i patrz się przed siebie gdzie jedziesz, a nie w czasie jazdy surfujesz na Internecie w swojej komórce, bo życie Twoich pasażerów i tylu innych ludzi na drodze jest w niebezpieczeństwie, bezmyślność i brak odpowiedzialności to też życie do tyłu, rozumienie siebie tylko w kategoriach przeszłości, bo ani przyszłość własna, ani drugiego człowieka nie wchodzi w grę, niestety grę, która może kosztować życie.
Czuwanie, to przeżywanie życia do przodu, synonimem tego słowa jest słowo miłość, bo kto naprawdę kocha, ten nie traktuje życia jako grę, ale jako obowiązek wypełniania Woli Bożej w każdym wymiarze swojego życia. Ten, który powiedział: Czuwajcie, powiedział również: Idźcie na cały świat i nie lękajcie się, dlatego pełni wiary w Jego słowa nie musimy już nigdy kurczowo szukać naszej tożsamości w tym co za nami, ale powiedz Panie tylko jedno słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja.
Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny
Przesłanie dzisiejszego święta maryjnego zawiera jedną, bardzo ważną prawdę, objawioną w nauczaniu Kościoła, że Pan Bóg wchodzi w żywy kontakt z człowiekiem już od samego zarania istnienia, to znaczy od momentu poczęcia w łonie matki. Stąd nazwa dogmatu, który dzisiaj z radością świętujemy, odnosi się do poczęcia, a nie narodzenia. Bóg, powołując człowieka do istnienia, nie stawia żadnych granic, ani czasowych, ani kulturowych, ani rasowych, ani socjalnych, czy religijnych, bo każde istnienie ludzkie, od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci, jest chciane i kochane Bożą miłością.
Przykład Maryi, Niepokalanie Poczętej, daje nam również do zrozumienia, że to nie człowiek wybiera Boga za pomocą swojej mądrości i ludzkiej roztropności, ale to Stwórca Wszechświata i każdego istnienia, jakiekolwiek możemy sobie wyobrazić, daje człowiekowi możliwość wejścia w osobisty kontakt ze sobą za pomocą wcielonego Słowa, Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela.
Przepiękny cytat z listu św. Pawła Apostoła do Rzymian: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana” jest najlepszym streszczeniem etosu człowieka kierującego się wiarą w Boga. Najświętsza Maryja Panna jest tutaj dla każdego z nas niedoścignionym wzorcem, jak należy te słowa pawłowe rozumieć i wcielać w życie, dzień po dniu, krok po kroku. Misja maryjna w historii zbawienia polega na służebnej postawie zaangażowania się, z duszą i ciałem, w sprawy Królestwa Bożego na ziemi. Oczywiście jest to zadanie na pierwszy rzut oka wręcz niewykonalne i czasem przerastające nasze ludzkie możliwości, pomimo chęci służenia Panu ze wszystkich sił.
Tak, w ludzkim rozumieniu i nawet przy najlepszych chęciach, nikt z nas nie jest w stanie przynosić owocu sam z siebie. I znowu przychodzi nam z pomocą dzisiejsze święto, aby rozjaśnić nasze serca naturą Łaski Bożej, tego wybrania ku świętości, dzięki któremu jesteśmy w stanie, tak jak Maryja, unieść ciężar naszego powołania. To nie jest żadna ujma dla nas, że sami z siebie nic nie możemy zrobić dla Królestwa, bo tak naprawdę my jesteśmy tylko narzędziami, przez które Bóg dociera do dzisiejszego świata, aby go uprawiać i pociągać do życia w świętości. Matka Boża, nasza Orędowniczka u swojego Syna, pokazuje nam na swoim przykładzie, jak można w posłuszeństwie i bez żadnego wywyższania się, albo szukania poklasku, dojść do doskonałej miłości Boga w pełnym zawierzeniu się Jego Woli.
Maryja nigdy nie przesłania swoją osobą Boga, Ona jest Jego żywą i najprawdziwszą Ikoną, Obrazem Wszechmogącego, dlatego całe Jej życie, od Poczęcia do Wniebowzięcia jest Ewangelią, czyli Radosną Nowiną o miłości Boga do człowieka. Uczmy się od naszej Niepokalanej Pani pokory i prostoty we wszystkim i na zawsze.
II Niedziela Adwentu
Zastanawiałem się czasami dlaczego ewangelista Marek tak dokładnie opisuje ubiór świętego Jana Chrzciciela oraz jego preferencje kulinarne, chociaż tak prawdę mówiąc, ani jego ubiór, ani pożywienie, nie należały do luksusowego stylu życia, a wręcz przeciwnie, jest w tym coś z surowości życia, pustelniczego odosobnienia się od innych ludzi. Jan był synem Zachariasza i Elżbiety, kuzynem Jezusa, a jako syn, pochodzący z rodziny kapłańskiej, z pewnością wiedział co to znaczy życie w dostatku i luksusie, zresztą jego nawoływanie do nawrócenia w sposób ostry i bezpardonowy może świadczyć o świadomym i pełnym poświęcenia wyborze drogi proroka zamiast pławienia się w dobrobycie ówczesnej cywilizacji.
Nawet Pan Jezus, zabierając głos w sprawie wystąpień janowych na pustyni, stwierdza: „Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą.” Tłumy lgnęły do Jana Chrzciciela, aby słuchać głoszonych przez niego słów o nawróceniu oraz przyjmowały chrzest janowy wyznając swoje grzechy, bo w tym niesamowitym człowieku widziały naprawdę kogoś, kto bezkompromisowo chce im pokazać Boga i zaprowadzić ich do Niego. To nie jest jeden z tych kolejnych, słodko bajerujących kaznodziei, którzy dla dobrobytu i osobistego zysku są w stanie powiedzieć wszystko, co tylko słuchaczy będzie w stanie zadowolić, byleby tylko nie narazić się nieodpowiednią wypowiedzią na utratę zainteresowania, a tym samym intratnych dochodów. Ten prorok w sierści wielbłądziej był zainteresowany tylko jednym zyskiem, wykupieniem grzeszników z sideł grzechu, bez względu na cenę oraz niebezpieczeństwo głoszenia prawdy, był w stanie tej prawdy bronić zarówno wobec wielkich jak i maluczkich tego świata. Ta bezkompromisowa postawa bycia heroldem prawdy doprowadziła go do złożenia ostatecznego świadectwa autentyczności swojej proroczej misji poprzez męczeńską śmierć.
Czasami czujemy się osamotnieni i niezrozumiani w oczach świata, odrzuceni nawet przez swoich najbliższych, takie trochę poczucie znalezienia się na pustyni. Cóż, świat kieruje się swoimi prawami, gdzie prawda bardzo często naraża człowieka na wyśmianie i napiętnowanie nienawiścią. Człowiek ubrany w miękkie szaty, szukający tylko przyjemności w jedzeniu, piciu, zabawie, tonący w przyjemnościach światowych, skazany jest na permanentny brak czasu dla siebie jak i Pana Boga, bo nie można dwom panom służyć.
Dzisiaj modne są wszelkie hasła o samorealizacji, z postawieniem akcentu na „samo”, a więc ja i to co jest dla mnie ważne się liczy. Gdybyśmy potrafili bardziej myśleć o uświęceniu, które koncentruje się szczególnie na miłości Boga i bliźniego, wtedy łatwiej byłoby nam znosić wszelkiego rodzaju pustynne przeżycia w dżungli miejskich klimatów. Służąc Bogu i drugiemu człowiekowi automatycznie porzucamy służbę światu i jego złudnym przyjemnościom. W ciszy kościoła, adorując Najświętszy Sakrament obecny w tabernakulum, otrzymujemy najcenniejszy dar od Pana Boga, On zwraca nam cały ten czas, który mogliśmy zatracić poza Kościołem, tutaj dopiero zaczynamy tak naprawdę żyć.
III Niedziela Adwentu - Gaudete
Podziwiam prostotę i pokorę św. Jana Chrzciciela, który miał takie przebicie w ówczesnym społeczeństwie, był uwielbiany i słuchany przez tłumy, dzisiaj niejeden idol ze sceny mógłby mu pozazdrościć popularności, już niemalże chciano go obwołać Mesjaszem, ale on całkiem spokojnie i wierny prawdzie przedstawia się jako „głos wołającego na pustyni”. Dla niego nie liczy się żaden rozgłos i opowiadanie o sobie, przedstawianie siebie w takim czy innym świetle, ani też wywiady w stylu współczesnych celebrytów, którzy są zdolni chwalić się prywatnością aż do bólu, byleby tylko było ciekawie, zabawnie, i by słupki popularności ciągle rosły, bo czym większy rozgłos, tym większe zarobki i obecność w mediach społecznościowych.
Jak to jest możliwe, żeby na wzór świętego Jana Chrzciciela móc oderwać się od tego całego blichtru scenicznej sławy i stawać się coraz bardziej otwartym głosicielem Słowa Bożego, w Jego najczystszej i najprawdziwszej postaci?
Niejedna osoba duchowna, która jakby z urzędu zobowiązana jest głosić Ewangelię o Królestwie Bożym, dobrze wie, jak ciężko jest być głosicielem, głosicielką, bez żadnego udawania, oraz bez przysłaniania sobą i swoją osobowością tego, co się głosi.
Zdarza się, że chęć bycia autentycznym kaznodzieją, katechetą, księdzem czy siostrą zakonną, jest tak bardzo eksponowana na pierwszym miejscu, że ten szafarz Słowa Bożego staje się miernotą teologiczną. Czasem trudno jest rozróżnić kaznodziejów od standuperów, nie mówiąc o brawach w kościele, na które Ci standuperzy w sutannach niejednokrotnie pozwalają.
Warto by sobie w takim dniu, jak dzisiaj, przypomnieć, i jeszcze raz zapamiętać, że kościół, miejsce święte, to nie jest cyrk, ani scena przeznaczona do przedstawień, zabawiania publiczności, budowania prywatnej idolatrii i rozbudowywania własnego ego oklaskami wiernych fanów. Jest bowiem zasadnicza różnica pomiędzy fanami takiej czy innej osoby duchownej, a wiernymi Kościoła Chrystusowego.
Święty Jan Chrzciciel daje nam wszystkim przykład bezinteresownego opuszczenia siebie dla Boga, tak iż nawet głos ma być przekazany do dyspozycji Ducha Świętego, aby nie głosił tego co ludzkie, ale tylko to, co Boskie, i co ma służyć zbawieniu każdego wierzącego chrześcijanina.
Przy tym może warto też zaznaczyć, że język liturgiczny, głoszący święte przekazy Odwiecznej Prawdy, powinien również w swojej formie wyrazu odzwierciedlać podniosłość tej zbawczej funkcji. Każdy człowiek, idący do kościoła się pomodlić i razem ze wspólnotą parafialną przeżyć doniosłość ofiary Chrystusa na krzyżu, ma prawo oczekiwać pięknego i odświętnego języka ukojenia i błogosławieństwa.
My wszyscy, wyznawcy Jezusa Chrystusa, bądźmy Jego głosem na pustyni serc ludzkich.
Narodzenie Pańskie
Dzisiaj narodziła się wolność człowieka. Od momentu przyjścia Zbawiciela na świat jesteśmy w stanie używać dwóch słów: TAK i NIE. Po raz pierwszy w historii ludzkości, już ponad dwa tysiące lat temu, człowiek znalazł się w sytuacji niezależności od złego, pełnego wyzwolenia z więzów grzechu i śmierci, gdy Słowo Boże Ciałem się stało i zamieszkało między nami jako człowiek z krwi i kości, z którym dzielimy tę samą naturę ludzką, ale też i Boską, jako przybrane dzieci Tego samego Ojca w Niebie.
Sami z siebie nie potrafimy nic zrobić w kierunku wyzwolenia i pełnej wolności od grzechu. Te dwa, jakże proste słowa, TAK i NIE, wcale nie określają naszego samostanowienia, bo często używamy ich zamiennie w odniesieniu do prawdy o sobie samych, czy też o rzeczywistości świata, w którym żyjemy. To co dla jednego człowieka będzie na tak, dla drugiego człowieka będzie na nie, i chociaż możemy posługiwać się tym samym językiem, to jednak często nie jesteśmy w stanie zrozumieć siebie nawzajem. Narodzenie Pańskie jest definitywnym określeniem się Boga wobec ludzi, gdyż w swoim Jednorodzonym Synu wypowiedział nasz Stwórca swoje TAK wobec stworzenia, aby ratować nas od wiecznej zagłady.
Nawet sam fakt obliczania czasu naszej ery jest takim fundamentalnym znakiem kultury chrześcijańskiej, która w określeniu „naszej ery” zawiera bardzo ważne sformułowanie dotyczące przynależności do dziedzictwa wiary, zapoczątkowanej wydarzeniem z Betlejem. Człowiek ma oczywiście prawo do porzucenia swoich korzeni kulturowo-religijnych, tym samym wybierając słowo NIE w stosunku do relacji z Bogiem Chrześcijan. Tak czy inaczej, każdy i każda z nas musi się w jakiś sposób zdefiniować wobec Boskiego Objawienia, a w konsekwencji żyć z Bogiem, albo bez Boga.
Autentyczność naszej ludzkiej tożsamości buduje się przez całe życie poprzez dokonywanie codziennych wyborów, które nadają naszemu życiu konkretny kierunek myślenia i działania. Oczywiście wiedza ludzka, mądrość kształtowana poprzez tysiąclecia, ma tutaj niezaprzeczalny wpływ na nasz światopogląd oraz bycie trendy w poszczególnych pokoleniach. Dlatego rodzą się wciąż nowe konflikty międzypokoleniowe, zaufanie pokładane w ludzkim doświadczeniu i nauce potrafi niejednokrotnie zamknąć horyzonty myślowe człowieka w granicach przestrzeni materialno - empiryczno - czasowej. Wydawać by się mogło, że dzisiaj posiadamy już takie zaawansowane systemy komputerowe, chlubiące się niesamowitym potencjałem sztucznej inteligencji, a jednak pomimo to jesteśmy dalej uzależnieni od zła i przemocy działań wojennych, gdzie ludzie tracą życie w obronie swoich podstawowych wartości.
Bóg wkroczył w historię ludzkości, aby nauczyć człowieka używania słowa TAK wobec takich wartości jak wiara, nadzieja, miłość, odpowiedzialność oraz miłosierdzie. Odnowienie człowieka w Chrystusie polega na możliwości pójścia śladami Jego Ewangelii, czyli nie tylko wsłuchiwanie się w Jego orędzie o Miłości Boga do człowieka, ale w żywe wprowadzanie tych zasad ewangelicznych w swoim życiu, oraz bycie na TAK, gdy świat żąda od nas dzisiaj świadectwa autentycznej wiary.
Święto Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa
Wszyscy jesteśmy powołani przez Boga do świętości, niestety nie wszyscy potrafimy zrozumieć na czym taka ludzka świętość polega. Wiele się o świętości i uświęceniu pisze i mówi, głosi przepiękne wykłady, rekolekcje, oraz nawołuje do nawrócenia, ale czy te wszystkie wysiłki na poziomie intelektualnej perswazji, oświecenia ludzkiego umysłu, są w stanie zapewnić człowiekowi świętość? Czasami można by odnieść wrażenie, jakbyśmy sami chcieli formować świętość, używając do tego wyłącznie ludzkich sił.
Trzeba jednak sobie od razu powiedzieć i uświadomić, że świętość nie należy do genotypu ludzkiej natury, który możemy w sobie wyrabiać i udoskonalać z wiekiem, według własnego upodobania. Oczywiście intelekt, inteligencja, oraz mozolna praca nad sobą, i swoim, często trudnym charakterem, nie jest bez znaczenia i potrafi dobrze ukierunkować człowieka dobrej woli ku wyższym wartościom ludzkiego istnienia. Jednak świętość jest atrybutem Bożej natury, i tylko poprzez życie w ciągłej łączności z Bogiem możemy sobie zasłużyć na udział w świętości Bożej, która udziela się nam poprzez miłość, wierność i pełne poddanie swojej woli Bożym przykazaniom, o których wiemy, że nigdy nie ulegną zmianie, aż do końca świata.
Dzisiejsze święto ukazuje nam społeczny wymiar świętości, która nie jest swego rodzaju duchowym fitnessem dla osiągnięcia osobistej doskonałości. Tutaj warto zaznaczyć, że doskonałość człowieka niekoniecznie oznacza świętość, gdyż ludzie potrafią zdobywać różnego rodzaju tytuły, świadczące o ich doskonałych osiągnięciach, gdy tymczasem kontakt z Bożym wezwaniem do świętości może, w ich przypadku, w ogóle nie istnieć. Świętość jest możliwa w podwójnej relacji: między ludźmi a Bogiem, a także między ludźmi wobec siebie nawzajem. Nawet największe umysły tego świata, wyróżniające się wspaniałą wiedzą, nie zawsze potrafią przekładać światło swojej nauki na polepszanie relacji międzyludzkich. Wiedza bez świętości jest w stanie zwrócić się przeciwko człowiekowi i doprowadzić do zniszczenia tego, co ludzkie w człowieku.
Święta Rodzina z Nazaretu wypełniła wszystko według Prawa Pańskiego, jak nam dzisiaj relacjonuje Ewangelista Łukasz, i właśnie na tym polega Jej świętość, że w tej małej, trzyosobowej społeczności rodzinnej, Duch Boga Żywego jest zaproszony i szanowany w pełnym zakresie Woli Bożej. Bo świętość Boża w człowieku nie jest statyczna, każda myśl i każdy czyn człowieka wymaga ciągłej konfrontacji z Wolą Bożą, oraz jak to jest powiedziane o prorokini Annie, córce Fanuela, że służyła Bogu w postach i modlitwach, tak i my możemy wzmacniać dążenie do świętości naszym pokornym oddaniem się w ręce Boga.
Kończąc stary rok 2023, w oczekiwaniu na nowy rok 2024, może warto pomyśleć o świętości, do której Pan Bóg nas wzywa w swoim Synu, a naszym Panu, Jezusie Chrystusie, abyśmy potrafili rozpoznawać znaki czasu i ukierunkowali nasze dążenie do świętości na wymiar społeczny, w którym Bóg = Bliźni.
Wszystkim Wam, Drodzy Czytelnicy, pragnę z serca życzyć, aby w tym Nowym Roku łaska Boża spoczywała na Was.
Uroczystość Objawienia Pańskiego
Bóg na sposób ludzki daje się poznać człowiekowi. Objawienie się Boga w Jezusie Chrystusie, Synu Człowieczym i Jednorodzonym Najwyższego, jest dla nas znakiem z nieba i przypomnieniem, że sami z siebie tak naprawdę nic nie możemy zrobić, jeśli chodzi o nasze zbawienie i życie wieczne. Słabości wynikające z ludzkiej natury, w tym zbyt wielkie przywiązanie do świata widzialnego, materialnego, odsuwa nas od wartości duchowych, takich jak wiara, nadzieja i miłość.
Uroczystość Trzech Króli, bo tak też nazywamy dzisiejszą uroczystość, rzuca jednak promyk nadziej na naszą sytuację, bo okazuje się, że człowiek, który naprawdę i z całego serca poszukuje prawdy w swoim życiu, jest w stanie odkryć Boga w Jego Synu Jednorodzonym, który mówi o sobie: Ja jestem Prawdą.
Co zatem jest takiego charakterystycznego w trzech mędrcach ze wschodu, że potrafią dotrzeć do Nowonarodzonego z Panny Maryi i oddać mu pokłon?
Godność tych trzech mędrców jest wyniesiona do tytułu królewskiego, a zatem musieli posiadać w sobie coś takiego, co nie dało się ograniczyć do samej ich wiedzy.
Królewskość to nie tylko bogactwo, berła, korony i trony. Król kojarzony jest zawsze z władzą, przywództwem, panowaniem i możliwością pełnego decydowania o sobie. Żeby poczuć się królem, królową, trzeba by najpierw dostrzec w sobie tę królewską siłę samostanowienia i możliwości regulowania swojego życia według wolnej woli. Każde naginanie swoich myśli i pragnień do powszechnie panujących trendów społecznych, czy też tak zwane pójście na łatwiznę, jest w stanie ogołocić człowieka z poczucia osobowych wartości, a co za tym idzie degradacji wolnej woli do poziomu wykonawcy cudzych poleceń.
Aby prowadzić swoje królestwo do dobrobytu i zwycięstwa nad światem, mądry król wybiera tylko to, co jest dobre i mądre, a więc poszukuje prawdy, która będzie w stanie zagwarantować stabilność i pokój w sercach wszystkich ludzi. Pan Bóg dał człowiekowi rozum po to, żeby człowiek mógł prowadzić dialog ze swoim Stwórcą i Słowo Ciałem się stało dla połączenia nieba z ziemią.
Pan Bóg daje różne znaki, które objawiają nam Jego Miłość i Moc, jednak, aby odczytać te znaki, potrzebujemy prawdziwej mądrości, a przede wszystkim otwartości na mądrość.
Kolejnym elementem efektywnego poszukiwania, dążenia do prawdy, jest wytrwałość. Nie jest dobry ten król, który abdykuje tylko dlatego, że już nie chce mu się dłużej stać na straży ideałów, którym ślubował wierność w dniu namaszczenia na władcę. Każdy z nas we Chrzcie świętym został namaszczony do potrójnej godności: królewskiej, kapłańskiej i prorockiej.
Dla sprostania wierności Bogu i Ewangelii w życiu codziennym, kiedy mamy jak Trzej Królowie dążyć do spotkania Syna Człowieczego w drugim człowieku, możemy zawsze czerpać siłę u Źródła Prawdy, Drogi i Życia, które daje się nam we mszy świętej, najważniejszym objawieniu Bożej miłości.
Chrzest Pański
W początkach Chrześcijaństwa można się było ochrzcić tylko raz w roku na Wielkanoc, był też czas w historii Kościoła, że czekano z przyjęciem sakramentu Chrztu aż do momentu przed śmiercią, no bo w ten sposób można było mieć pewność, że wszystkie grzechy, popełnione w ciągu całego życia, zostaną wymazane, jako że Chrzest gładzi każdy grzech, a przede wszystkim uwalnia człowieka od konsekwencji grzechu pierworodnego. W Kościele protestanckim w Danii już od kilku lat wprowadzono możliwość przyjęcia Chrztu w tak zwanym trybie „DropInDåb”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Wpadnij na Chrzest”, czyli każdy nieochrzczony może, idąc ulicą, po prostu wpaść na chwilę do kościoła i ochrzcić się bez żadnego wcześniejszego przygotowania, bądź świadków, czyli rodziców chrzestnych. Oczywiście tego typu alternatywna forma chrzcielna nie od razu cieszyła się uznaniem w całym środowisku protestanckim, ale z czasem jakoś przylgnęła do tamtejszej praktyki, jako że Chrzest jest podstawowym sakramentem Chrześcijan i jednak lepiej człowiekowi ochrzcić się w ten sposób, aniżeli wcale.
Dlaczego Chrzest święty jest tak ważnym sakramentem? Chociażby patrząc z praktycznego punktu widzenia jest to jedyny sakrament, co do którego przeróżne Kościoły chrześcijańskie są zgodne, że bez przyjęcia Chrztu, nie można być chrześcijaninem, a więc, między innymi, korzystać z dobrodziejstw pozostałych sakramentów: Komunia, Spowiedź, Bierzmowanie, Małżeństwo, Kapłaństwo, Namaszczenie chorych, jak również możliwość pogrzebu z księdzem jest niestety niemożliwa. Drugi, bardzo ważny element, to przynależność do społeczności ludzi ochrzczonych, którzy na mocy Chrztu tworzą Kościół, a więc wspólnotę ludzi wierzących w Chrystusa. Jezus, przyjmując Chrzest z rąk św. Jana Chrzciciela w Jordanie, ustanowił ten rytuał sakramentalny podstawą wejścia w relację, którą można określić jako Mistrz - uczeń.
Sakrament Chrztu świętego, uznawany w przeróżnych społecznościach chrześcijańskich za podstawę bycia chrześcijaninem, zwykle nie potrzebuje być powtarzany, gdy wierni z jednego Kościoła chrześcijańskiego przechodzą do innego. Dla przykładu konwertyci z kościołów protestanckich, którzy chcą zostać katolikami, nie potrzebują po raz drugi być ochrzczeni w momencie przyjmowania ich do wspólnoty Kościoła katolickiego.
Jednak to, co jest dla nas najważniejsze w związku z sakramentem Chrztu, to fakt stawania się dzieckiem Bożym. „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili.” J 1,12-13
Najpiękniejsze wyznanie, jakie człowiek kiedykolwiek może usłyszeć w swoim życiu, to na pewno są słowa samego Boga: Ty jesteś moim umiłowanym, umiłowaną, w Tobie mam upodobanie.
II Niedziela Zwykła
Dialog człowieka z Bogiem wygląda inaczej, aniżeli dialog między ludźmi.
Pierwsza rzecz, na jaką warto zwrócić uwagę, kiedy poszukujemy Boga i próbujemy nawiązać z Nim dialog, to różnica poziomu, na którym znajduje się człowiek wobec swojego Stwórcy.
Każdy dialog międzyludzki jest nacechowany pewnym poszukiwaniem wspólnego zrozumienia, nie tylko na poziomie językowym, ale zrozumienia drugiego człowieka w roli brata czy siostry, aby móc zaakceptować wzajemne różnice i odnaleźć wspólny mianownik porozumienia.
W spotkaniu z Bogiem jest zupełnie inna sytuacja, ponieważ Pan Bóg zna każdego człowieka lepiej, niż ktokolwiek może poznać siebie samego. Bóg woła nas po imieniu, i to jest przepiękne w spotkaniu Stwórcy ze stworzeniem, że każdy człowiek może być na ty ze swoim Bogiem i Ojcem w niebie.
Która religia pozwala na taką bliskość i poufałość z bóstwem?
Jesteśmy wolni od wszelakiej czołobitności i poniżania siebie wobec naszego Pana, możemy mówić mu na Ty i poczuć się w domu, kiedy On jest blisko nas. To nie jest jakaś władza absolutna, która chce nas prześladować za najmniejsze wykroczenia grzechowe i wtrącać do piekła, dlatego tylko, że nie zawsze potrafimy żyć pobożnie i święcie, w zgodzie z zasadami wiary.
Dialog z Bogiem to dialog miłości i wzajemnego zaufania, przebaczenia i miłosierdzia. Nikt z nas nie musi się obawiać otwartości na ten dialog, ponieważ to nie my, ludzie, pierwsi ukochaliśmy Pana Boga, ale to On, od początku nas wszystkich umiłował w swoim Synu Jezusie Chrystusie.
Gdy Jezus zwraca się do Szymona i ustanawia go Piotrem, skałą i podwaliną Kościoła, nie pyta go najpierw o pozwolenie, albo o jego opinię na ten temat. Bóg, przemawiając do człowieka, nie potrzebuje argumentacji albo uzasadnienia swojego zdania, ponieważ Stwórca Wszechświata nie może się pomylić w swoim postępowaniu, ani też podejmować błędnych decyzji. Podjęcie dialogu z Bogiem jest zatem zawsze nacechowane możliwością poznawania prawdy i uświęcania się mocą Słowa Bożego.
Dlatego tak ważna jest nasza coniedzielna obecność na liturgii mszy świętej, podczas której przeżywamy żywy kontakt ze Słowem Bożym, jak również karmimy się Ciałem i Krwią naszego Zbawiciela, abyśmy mieli Życie w sobie dzięki Jego zbawczej ofierze na krzyżu. Bóg nie pyta nas o zdanie, ale szanuje wolną wolę każdego człowieka i dzięki swojemu Słowu, czyni nas braćmi i siostrami w Duchu Świętym.
III Niedziela Zwykła
Życie człowieka na ziemi, w zamyśle Bożego planu stworzenia, jest ukierunkowane na szczęście i radość, od zarania byliśmy powołani do Raju, czyli życia w stanie perfekcyjnej harmonii świętości bez grzechu i śmierci. Jednak pokusa stania się jak Bóg, zakosztowania nie tylko dobra, ale także zła, okazała się silniejsza od wszystkich dobrodziejstw rajskiej rzeczywistości, dlatego człowiek wybrał drogę nieposłuszeństwa, która pozbawiła nie tylko Adama i Ewę dalszego korzystania z rajskich rozkoszy, ale także cały rodzaj ludzki przeniosła w stan dualizmu egzystencjalnego, w którym ciągle trzeba wybierać pomiędzy dobrem a złem, błogosławieństwem a przekleństwem, pracować w pocie czoła na swój chleb powszedni, a co w tym wszystkim najtrudniejsze, to choroby i niechybna śmierć, kończąca nasz ziemski pobyt.
Z tej mrocznej rzeczywistości, po upadku grzechu pierworodnego, mamy jednak wciąż szansę się wyzwolić, i ponownie uzyskać dostęp do rajskich radości życia bez skazy, w wymiarze życia wiecznego. O tym właśnie przypomina nam dzisiaj Jezus mówiąc o Królestwie, które jest blisko, i jedynym warunkiem, aby być godnym przyjęcia do Królestwa Bożego, jest osobiste nawrócenie się i wiara w Ewangelię.
Już z pewnością tyle razy słyszeliśmy to zdanie, które szczególnie jest używane na rozpoczęcie Wielkiego Postu, kiedy kapłan, kreśląc popiołem znak krzyża na czole wiernych, mówi: Nawróć się i wierz w Ewangelię. Taki sobie mały rytuał liturgiczny, który z jednej strony podkreśla przemijalność człowieka w symbolu popiołu, bo kiedyś każdy człowiek powróci do ziemi, z drugiej zaś strony jest w tym zdaniu nadzieja, że Ewangelia, a więc ta Radosna Nowina o Zbawieniu, daje nam coś więcej, aniżeli przyklepany łopatą grób.
Pan Bóg stworzył człowieka do szczęścia i pragnie za wszelką cenę każdego do tego bezgranicznego szczęścia doprowadzić, nawet chociaż my niekiedy wzdrygamy się przed Jego bezgraniczną Miłością i uciekamy gdzieś w nasze osobiste marzenia, chcąc sobie wybudować świat według własnego projektu, niezależnie od wszystkiego i wszystkich, taki świat na własną rękę, gdzie to ja sam decyduję o wszystkim, i nikt nie ma prawa mi tego świata zmieniać.
Syn Człowieczy chce nas nauczyć jeszcze raz, od początku, tego co utraciliśmy przez pokusę nieograniczonej pogoni za doskonałością, w rajskim zachwycie nad pięknem stworzenia. To nie stworzenie i zachwyt nad Twoimi ludzkimi doskonałościami daje Ci możliwość odnalezienia i trwania w wiecznej radości Królestwa Bożego, ponieważ to nie Ty nadajesz sens i radość wszelkiej egzystencji. Wezwanie Jezusowe jest jasne i niepodważalne, tylko porzucając to wszystko, w czym do tej pory pokładaliśmy nadzieję, a oddając się bezgranicznie Ojcu Niebieskiemu, jesteśmy już tu na ziemi uczestnikami Boskiego Życia, w poczuciu bezgranicznej Miłości i Radości Królestwa.
IV Niedziela Zwykła
Wiele mówi się o nauczaniu i na świecie istnieją różne szkoły, które z większym lub mniejszym sukcesem zajmują się kształceniem dzieci, młodzieży i dorosłych, można zdobywać różne tytuły naukowe na zakończenie kształcenia, ale również dla podkreślenia osiągnięcia pewnego poziomu naukowego, które później uprawniają do przekazywania wiedzy następnym pokoleniom.
Trudno jest powiedzieć dlaczego jeden człowiek wybiera taki, a nie inny kierunek nauki, podczas gdy ludzie mają skrajnie różne zainteresowania. Kiedyś mówiło się o powołaniu do jakiegoś fachu, że ktoś jest na przykład pielęgniarką, lekarzem, pedagogiem z powołania, ale już dzisiaj słyszy się coraz więcej głosów, które uważają słowo „powołanie” za niewłaściwe, i nie powinno się go używać więcej w charakterze określenia czyjegoś zamiłowania do zawodu.
Trudna jest sztuka nauczania, zapewne wielu nauczycieli, pedagogów, katechetów, profesorów i wykładowców, mogłoby tutaj zaświadczyć o swoim trudzie przekazywania wiedzy, ale przecież tak samo rodzice mają pod tym względem bardzo dużo do powiedzenia, ponieważ trud wychowawczy spoczywa przede wszystkim na ich barkach. Każdy człowiek podlega pewnej formacji osobowej w tym społeczeństwie, w którym wzrasta, dojrzewa w określonej atmosferze rodzinnej i dochodzi do pełnej odpowiedzialności za swoje zachowanie i związane z nim czyny. Nie można jednak zrzucać odpowiedzialności za swoje błędy wychowawcze na ustrój społeczny oraz zły przykład ze strony otoczenia.
Bo chociaż podlegamy wpływowi ze strony rodziny, szkoły, uniwersytetu czy też szeroko pojętego społecznego wzorca zachowań, to jednak każdy człowiek ma pełną wolność wyboru tego, co go interesuje, i za czym tak naprawdę tęskni. Nikogo nie da się nauczać wbrew jego, czy jej przekonaniu, takie zbawianie na siłę kończy się zwykle fiaskiem i utratą autorytetu.
Jest jednak Jeden, Ten Jedyny Człowiek i Bóg, Jezus, który potrafi coś, czego nikt z nas, zwykłych zjadaczy chleba, nie potrafi. On naucza jak Ten, który ma władzę, bo sam jest Słowem Bożym, i cokolwiek nam powie jest Prawdą bez cienia wątpliwości, z Jego nauką się nie dyskutuje, Jego Słowa są pokarmem, manną, tak jak Żydzi na pustyni, tak dzisiaj słyszymy ci sami Żydzi w synagodze pytają: „Co to jest” po hebrajsku „Man hu?” a więc „Manna”. Dlatego tak bardzo potrzebujemy Jezusa i Jego Słowa, które staje się dla nas pokarmem na życie wieczne, a jednocześnie daje nam siłę na wędrówkę przez pustynię cywilizacji.
Ofiarowanie Pańskie
Cóż możemy ofiarować Panu Bogu, czego sami byśmy nie otrzymali od Niego? Wszystko jest darem i nikt na tym świecie nie może się pochwalić, że cokolwiek jest w stanie zaprezentować, co by sam stworzył. Oczywiście przywykliśmy do wyrażenia: że artysta stworzył arcydzieło, a więc wykazał się szczególnym talentem w takiej, czy innej formie sztuki. Tak, lubimy niekiedy przesadzać i, używając języka patosu, gloryfikujemy różne osiągnięcia ludzkie do boskiego poziomu stwarzania. Tymczasem wszystko, czego człowiek może dokonać, to jedynie twórczo uzupełniać i przetwarzać to, co już było, albo jest obecne w naszej ludzkiej, ograniczonej trójwymiarowości, tak materialnej, jak i duchowej. Człowiek rodzi się bezsilny, zdany na pomoc najbliższych, i człowiek umiera, żegnany bezsilnością najbliższych. Narodziny są początkiem umierania, a śmierć jest tylko zakończeniem umierania, i tak naprawdę całe życie ludzkie jest przygotowywaniem się na ten ostatni moment życia, dlatego tyle poświęcamy czasu na dokonanie czegoś, co będzie w stanie pozostać po nas, gdy już nas nie będzie na tym łez padole. Tak bardzo staramy się wydłużać życie, unikać znaków przemijania, takich jak siwizna, zmarszczki, coraz słabsza kondycja, psujący się wzrok i wciąż bardziej kurcząca się pamięć. Przemysł „odmładzania” ma się wyśmienicie, gdyż lęk przed przemijaniem jest jego najlepszą reklamą.
Cóż zatem możemy ofiarować Panu Bogu? A może warto by zapytać inaczej, czego tak naprawdę oczekuje od nas nasz Ojciec w niebie? Czy może chce usłyszeć o naszych osiągnięciach na polu naukowym, materialnych sukcesach, bogactwach zgromadzonych przez lata harówki i wyrzeczeń, wspaniałych wynikach sportowych, uzdolnieniach artystycznych, czy jeszcze innych monumentalnych wyróżnieniach, które mają szansę przejść do historii ludzkości?
Owszem, wszystko, co nam się udało w życiu zrealizować, jako rozwijanie swoich talentów, jest rzeczą ważną w ekonomii zbawienia. Nie wolno bowiem zakopywać talentów i bezczynnie przerzucać swoich obowiązków na barki bliźniego. Jednak sama aktywność, i osiąganie coraz to nowych szczytów ludzkich możliwości, nie może nas tak wciągnąć z duszą i ciałem, że już nie znajdzie się miejsca w sercu człowieka dla Pana Boga.
Lepiej jedną chwilę spędzić w ciszy przed Bogiem, niż godzinę przemawiać na temat milczenia.
To, co dzisiejsze święto nam przypomina, to obowiązek ofiarowania Jezusa w świątyni. Ty i ja, i każdy człowiek jest świątynią Ducha Świętego, dlatego nie będzie chrześcijaninem ta osoba, która nie znajduje czasu na ofiarowanie Jezusowi miejsca w świątyni swojego serca. Bóg chce zamieszkać w nas i wypełnić każdą pustkę, którą przeżywamy, jak również błogosławić każdy nasz trud, który podejmujemy dla Królestwa Bożego. Światło na oświecenie pogan przyszło do swojej własności i wyrwało nas z ciemności grzechu, abyśmy szli i owoc przynosili.
V Niedziela Zwykła
Z synagogi przyszedł Jezus z dwoma uczniami do domu Piotra i Andrzeja, a tam zastali teściową Piotra, leżącą w gorączce, być może był tam również obecny jego teść, żona i córka, możemy sobie wyobrazić taki wielopokoleniowy dom rodzinny, bez jakichś szczególnych wygód, oparty na rybołówstwie, i nagle ten dom wypełnia się gośćmi, tak że każdy musi sobie znaleźć miejsce, gdzie mógłby usiąść i wspólnie się radować obecnością najważniejszego gościa, którym jest Jezus.
Uzdrowienie teściowej jest z jednej strony wielkim darem dla całej rodziny piotrowej, że kiedy Bóg jest zaproszony i przyjęty do grona rodzinnego, to błogosławieństwo i łaska przynosi harmonię i uzdrowienie dla wszystkich domowników. Z drugiej strony jesteśmy świadkami, że ta uzdrowiona kobieta usługiwała Jezusowi i apostołom podczas całego ich spotkania, swoją gościnnością i służbą potrafiła odpowiedzieć na dar uzdrowienia.
Jesteśmy na świeżo po czasie kolędowym, w którym księża odwiedzali rodziny swoich parafian, aby przynajmniej raz w roku pomodlić się wspólnie z wiernymi przy rodzinnym stole, chwilkę porozmawiać, i przez błogosławieństwo mieszkań i domów wnieść obecność Jezusa. Bo Kościół, to nie tylko budynek parafialny, w którym wierni chrześcijanie z danej miejscowości gromadzą się na odprawianie liturgii mszy świętej, czy też różnych nabożeństw i spotkań o charakterze religijnym. Kościół to przede wszystkim wszyscy ludzie, którzy przez sakrament Chrztu świętego zostali włączeni do grona świadków Chrystusa, i już na mocy tegoż Chrztu są powołani do bycia apostołami dobrej nowiny o zbawieniu. Każda rodzina, ta najmniejsza komórka społeczna, wspólnota ludzi połączonych więzami krwi, stanowiącymi o pokrewieństwie, jest takim Kościołem domowym, w którym Bóg może być uwielbiony i przyjęty przez praktykę wiary oraz przyjmowanie sakramentów świętych, za pomocą których każdy człowiek indywidualnie i wspólnotowo coraz bardziej jest wszczepiany w Ciało Mistyczne Jezusa Chrystusa.
Czasami słyszy się pytanie, czy w to święto, proszę księdza, mam obowiązek uczestniczyć we mszy świętej?
No właśnie, już samo takie pytanie odsłania nastawienie człowieka do swoich praktyk religijnych. Oczywiście nauka Kościoła jest w pewnym sensie odpowiedzialna za takie rozumienie albo niezrozumienie, bo mówiąc o obowiązku uczestniczenia we mszy świętej, Kościół prezentuje swoje wymogi w sposób rygorystyczny, mając na uwadze dobro wspólnotowe. Ale mówiąc inaczej, bez straszenia od razu ogniem piekielnym, można by się zapytać, czy mam obowiązek miłować? Święty Paweł powiedział to bardzo pięknie: „Miłość Chrystusa przynagla nas” 2 Kor 5,14 A więc jeżeli tylko mam czas i siłę, aby uczestniczyć w spotkaniach wspólnoty chrześcijańskiej, gdzie sam Jezus jest centralnym gościem, to nie jest to dla mnie tylko pytanie o chęć, czy też brak chęci, albo jeden z kolejnych obowiązków, ale jest to sprawa priorytetowa, dla której zawsze musi być miejsce w moim życiu.
Całe miasto zebrało się u drzwi domu piotrowego, aby tam uzyskać uzdrowienie i błogosławieństwo płynące ze spotkania z Jezusem. Oby drzwi naszych mieszkań nigdy nie były zamknięte na Jego Boską obecność.
VI Niedziela Zwykła
Czy Pan Bóg potrzebuje naszego pozwolenia, aby nam pomóc? Tak, możemy śmiało powiedzieć, że Bóg potrzebuje naszej zgody, aby na przykład dokonać jakiegoś cudu. Z pewnością wydaje się to być absurdalne, że Wszechmocny Bóg jest w jakimś stopniu uzależniony w swoim działaniu od woli człowieka, ale właśnie już w samym akcie stworzenia zdecydował Bóg, że to co wyróżnia nas od wszystkich istot żyjących na świecie, to fakt posiadania obrazu i podobieństwa Bożego, przez co posiadamy wolną wolę i jesteśmy w Boskiej relacji dialogu z naszym Stwórcą.
Chociaż każdy człowiek jest wyposażony w instynkt samozachowawczy, na podobieństwo zwierząt, nie jest to jednak jedyna forma decydowania o swoim życiu oraz kształtowaniu zachowań. Wszystkie nasze aspiracje, sublimacje, marzenia, ofiary oraz dążenie do doskonałości, zarówno fizycznej, jak i duchowej, są wyrazem tęsknoty za taką wolnością i niezależnością, do jakiej zostaliśmy stworzeni w zamyśle Bożego planu. Poza tym echo Boskiego nakazu: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” pozostaje wciąż głęboko zakorzenionym w nas bodźcem do ciągłego poszukiwania lepszych, a tym samym atrakcyjniejszych rozwiązań w udoskonalaniu świata, w którym żyjemy, a co za tym idzie dostosowywaniu siebie samych do przemian zachodzących w historii ludzkości.
Niestety wszelki rozwój i dążenie do coraz to doskonalszego rozwoju ma również swoją ciemną stronę, ponieważ myśl o doskonałości idzie nierozerwalnie w parze z myślą o niedoskonałości, a więc pewną frustracją egzystencjalną, która odsłania wszelkie braki i niedomagania ludzkich działań i rzuca się cieniem na osiągnięcia cywilizacyjne. Tę lukę cywilizacyjnej inteligencji próbuje się dzisiaj załatać i wytłumaczyć wprowadzeniem sztucznej inteligencji (AI), która być może wkrótce stanie się takim instynktem wiedzy, wedle którego posypie się lawina nowych przemian społecznych i ideologicznych we współczesnym świecie.
Jest tylko jedna, zasadnicza różnica w relacji pomiędzy człowiekiem i sztuczną inteligencją, a człowiekiem i Bogiem. W tym pierwszym przypadku nie ma mowy o dialogu opartym na respektowaniu wolnej woli człowieka, i tak naprawdę to nie jest dialog, lecz monolog z nagromadzonymi informacjami, reprezentującymi przeróżne nurtu ludzkiego umysłu. W dialogu pomiędzy Bogiem i człowiekiem istnieje pełna wolność wyboru, również negacji tegoż dialogu, jednak nieomylność Bożego zamysłu co do losu każdego z nas, daje nam zawsze gwarancję, że nawet jeżeli my, nieświadomie popełniamy błędy, możemy liczyć na Boskie zrozumienie i pomoc w łataniu wszelkich luk cywilizacyjnych.
Dzisiaj wiele osób, a szczególnie starszych, czuje się jak trędowaci w digitalnym świecie, gdzie większość spraw trzeba załatwiać przez Internet lub komórkę, a oni, niewprawni w tym gąszczu aplikacji, loginów, haseł, downloadów, przelewów, firewallów, formularzy online i czego jeszcze dusza zapragnie, czują się zupełnie zdani na łaskę lub niełaskę swoich najbliższych albo znajomych. Trąd niezrozumienia i podziałów społecznych, na bazie hybrydowej inteligencji, może dotknąć każdego, kto nie nadąża za nurtem przemian.
„Jeśli zechcesz” albo Bądź Wola Twoja”, to najlepszy początek każdej modlitwy, w której człowiek pozwala Bogu na działanie, ingerencję, przemianę, nawet czasem wbrew własnej woli. Nie moja inteligencja, Panie, się liczy, ale Twoja Wola niechaj się spełnia. Nie zagradzajmy drogi Bożej łasce, poprzez nasze ludzkie wymagania i oczekiwania. On najlepiej wie, czego nam potrzeba, i tylko w Nim, naszym Ojcu w niebie, możemy odnaleźć to wszystko, za czym tak naprawdę tęsknimy.
Środa Popielcowa
Pamiętaj, w tym wszystkim co przeżywasz, i kim jesteś, nie chodzi tylko o Ciebie. Może warto te słowa dobrze zapamiętać na początku Wielkiego Postu, gdy słyszymy dzisiaj, że prochem jesteśmy, i w proch się obrócimy. Każdy z nas jest tylko jedną z wielu miliardów osób żyjących na ziemi, dlatego wszystko, co posiadamy, i kim jesteśmy, to wartości na czas określony długością naszego życia. Sztafeta ludzkości przejmuje spadek materialny, intelektualny i duchowy z pokolenia na pokolenia, próbując wciąż dodawać coś nowego, dla tych, którzy kiedyś przyjdą po nas, ażeby zarządzać tym światem. Ale nic z tego świata nie jesteśmy w stanie zabrać ze sobą, kiedy już siły ustaną i człowiek będzie musiał powrócić do prochu tej ziemi.
Chociaż jesteśmy ciekawi życia i chcielibyśmy w jakiś sposób móc zapanować nad nim, to jednak doskonale zdajemy sobie sprawę, że żadne bogactwa tego świata nie są w stanie zagwarantować nam pewności jutra. Z drugiej strony istnieje również duże zainteresowanie śmiercią i tym, co nas czeka po drugiej stronie czasu. Najnowszy trend, szczególnie w Japonii, to próbowanie swojej własnej trumny i leżenie w niej, także przy zamkniętym wieku, zanim podejmie się decyzję o jej zakupie. Niektórzy chcą być pewni, że pogrzeb odbędzie się dokładnie według zaplanowanej przez nich ceremonii i trumna też musi pasować do ogólnego wystroju.
Chęć panowania nad światem, a tymbardziej nad swoim własnym życiem, zawsze była w centrum uwagi człowieka i fascynowała pokolenia, co i dzisiaj jest aktualne. Natomiast dla nas, uczniów Chrystusa, tego typu fascynacja życiem doczesnym i jego materialną stroną powinna być równoważona dbałością o duchowy wymiar, zarówno w stosunku do doczesności, jak i wieczności.
W Kościele, też jest rzeczą bardzo ważną, abyśmy naszymi bogatymi rytuałami liturgicznymi i przesadnym kultem świętych, czcią dewocjonaliów i hierarchizacją wiernych, nie odwrócili się od najważniejszego Sacrum, Świętości Kościoła, jakim jest Bóg, ale również Bóg ukryty w każdym człowieku, nawet w tym spoza marginesu religijnego.
Wielki Post to doskonała okazja dla nas wszystkich, aby poczuć w sobie głód prawdy i tęsknotę za świętością. Słowo post jest często używane we współczesnym świecie jako jedna z możliwości odnowy swojego ciała, detoksykacji, zrzucenia zbędnych kilogramów i powrotu do zdrowia, już od dłuższego czasu bardzo popularny, tak zwany post przerywany, stał się hitem wielu dietetyków. Otóż nam, wiernym uczniom Chrystusa, nie chodzi o ciało, ale o taką detoksykację duchowości, naszej świętości, i powrót do pełnej radości wiary poprzez odejście od przesytu światowym duchem konsumpcji, a rozpoczęcie regularnego karmienia się Słowem Bożym i Ciałem naszego Pana Jezusa Chrystusa. Chleb Życia, który z nieba zstąpił, jest jedynym i najważniejszym celem każdego chrześcijanina, ponieważ bez tego Chleba nie możemy mieć życia w sobie, choćbyśmy byli pobożni i poobwieszani różańcami i medalikami od góry do dołu, to jeśli nie będziemy przyjmować Ciała Chrystusowego, nic nam te wszystkie gadżety nie pomogą. Pamiętaj człowieku, z każdego prochu powstaniesz do życia, jeśli tylko Chleb Życia będzie w Tobie.
I Niedziela Wielkiego Postu
W czasach starotestamentalnych kapłan wyznawał grzechy ludu i wkładał ręce na głowę kozła ofiarnego, przekazując mu w ten sposób wymienione grzechy, a następnie wypędzano zwierzę na pustynię, aby zabrało ze sobą te wszystkie niegodziwości i tam zginęło z głodu i pragnienia. Pan Jezus, na podobieństwo kozła ofiarnego, przyjmuje na siebie wszystkie grzechy i niegodziwości ludzkie, aby oczyścić nas z niewoli zła, i rozpoczynając swoją drogę zbawczej ofiary baranka paschalnego pokazuje nam drogę, jaką każdy z nas ma do przejścia w tym życiu, drogę zaparcia się samego siebie i wyrzeczenia tego wszystkiego, co może nas zniewolić duchowo, a w konsekwencji odsunąć od bliskości Boga.
Jesteśmy z natury stworzeni do życia w podwójnym wymiarze: psycho-fizycznym, albo jak kto woli: cielesno-duchowym. Każda z tych natur wymaga pewnej, sobie właściwej, wrażliwości samozachowawczej, opieki, starania się, aby wszystko było dobrze, i by harmonia panująca między tymi naturami dawała człowiekowi radość. Czasami sami doprowadzamy do dysharmonii egzystencjalnej, kiedy nurt naszego życia za bardzo skupia się tylko na jednej naturze, czy to fizycznej, czy tylko duchowej, i wtedy przeżywamy wewnętrzne rozdarcie, które może doprowadzać nawet do różnego rodzaju chorób i zaburzeń. Krótko mówiąc, ciało to nie wszystko, i psychika to nie wszystko, każde odchodzenie od tej naturalnej współzależności jest naruszeniem natury człowieka. Również z religijnego punktu widzenia musi być zachowany umiar i współrelacja duchowości z cielesnością, ponieważ tak zostaliśmy stworzeni w Boskim zamyśle, i tylko w całej rozciągłości naszej natury ludzkiej jesteśmy wezwani do uwielbienia Boga w naszym życiu.
Wyjście na pustynię, to nie tylko podróż turystyczna, aby w realu zobaczyć jak to jest na Saharze, albo pozwiedzać parki i dzikie rezerwaty pustyni Kalahari. Często żyjąc w wielkim mieście, w otoczeniu tysięcy ludzkich twarzy wokół nas, możemy poczuć się samotni, żyjąc w odosobnieniu i jakby w rezerwacie własnych spraw i doświadczeń, gdzie oschłość ludzka, niezrozumienie i brak tolerancji, rozciągają przed człowiekiem jakby pustynne krajobrazy wypalonych dusz ludzkich. Bycie chrześcijaninem, człowiekiem wiary w pewne zasady postępowania, jest jakże często jeszcze bardziej powodem izolacji i niezrozumienia społecznego, a zatem również wygnania na pustynię współczesnego kozła ofiarnego, którym możesz być ty i ja, ponieważ nie pasujemy do pewnych standardów rzeczywistości świeckiego światopoglądu.
Wyjście na pustynię nie jest łatwe i człowiek narażony jest na wiele pokus w tak trudnych warunkach klimatycznych, poza walką z samym sobą, i swoimi ludzkimi słabościami, są również niebezpieczeństwa związane z dzikimi zwierzętami dookoła. Dlatego takie pustynne safari najlepiej jest podejmować w towarzystwie przewodnika, który będzie potrafił przewidzieć wszelkie niebezpieczeństwa czyhające w podróży, a przede wszystkim będzie znał drogę prowadzącą do wyznaczonego celu. Każdy z nas potrzebuje takiego przewodnika w życiu, który będzie niezawodny w zagwarantowaniu nam przejścia wszelkich groźnych pustynnych przestrzeni i dotarcia do naszej ziemi obiecanej, mlekiem i miodem płynącej. Jezus Chrystus, Syn Człowieczy, jest dla nas jedynym takim przewodnikiem, który już wcześniej przeszedł dla nas najtrudniejszą drogę zbawienia, i dlatego jest w stanie zagwarantować każdemu bezpieczne dotarcie do celu życiowej podróży. On jest drogą, prawdą i życiem, trzymając się Jego Słowa i karmiąc się Jego Ciałem, przetrwamy każdą pustynną wędrówkę.