Homilie A - 1



IV Niedziela Wielkiego Postu - LÆTARE


Pytanie do Jezusa jest konkretne: kto zgrzeszył? Dzisiaj też zastanawiamy się, czy niepowodzenia i tragedie ludzkie są wynikiem grzechu, karą za grzech? W ludzkim przekonaniu jest to nawet swego rodzaju zadośćuczynienie, jeżeli robisz coś złego, to możesz się spodziewać, że karma wraca, jak to często czytamy i słyszymy, nawet w wydaniu ludzi wierzących.


Pytanie uczniów jest pełne tradycyjnych przekonań, ale mimo wszystko czekają co ich Rabbi im powie, są otwarci na mądrość Jezusa, który w ich przekonaniu zna prawdę o człowieku.


I właśnie dlatego, że traktują Jezusa poważnie, uznają Jego Boskość, gotowi na konfrontację swoich dotychczasowych przekonań z Jego Słowem, zostają potraktowani przez Jezusa całkiem poważnie, bez jakichkolwiek wyrzutów, że są małej wiary albo jeszcze nie dorośli do całej prawdy.


Bóg Ojciec nie odmówi nigdy swoim dzieciom poznania prawdy, jeśli tylko są gotowi pytać i oczekiwać odpowiedzi. Który z dobrych i odpowiedzialnych ojców odrzuci swojego dziecka znaki zapytania, odsyłając po prostu do szkoły, internetu, kolegów czy innych przypadkowych osób, chyba raczej poświęci swój czas na rozmowę i rozwikłanie trudnych kwestii.


Jest tylko jeden problem, gdy zwracamy się z pytaniem do Pana Boga, jesteśmy świadomi, że odpowiedź Jezusa nie może zawierać błędu i wielu różnych opcji, z których wybieramy najdogodniejszą do naszej sytuacji życiowej. Taka jednoznaczna odpowiedz zobowiązuje i nie ma alternatywy od usłyszanej prawdy.


Łatwo jest potępiać człowieka i zwalać wszystko złe na głowę grzesznika, wtedy czujemy się lepiej, oczyszczeni z naszych własnych słabości i wolni od brania odpowiedzialności za drugiego człowieka. Tymczasem słyszymy, że wszystko co się dzieje na świecie jest po to, aby się objawiły sprawy Boże.


Dzisiaj też ludzie pytają Jezusa, dlaczego ten świat się tak zepsuł, zmienia z dnia na dzień i wielka niesprawiedliwość dotyka miliony ludzi. Pytanie bardzo konkretne, warte wsłuchania się w odpowiedź mówiącą o sprawach Bożych.

Przywykliśmy przez wieki do porządku świata, w którym człowiek uciska człowieka. Już nie ma co prawda kolonizatorów z prawdziwego zdarzenia i dialog międzyludzki bierze bardziej niż kiedykolwiek pod uwagę prawa tubylców w poszczególnych krajach o niższym statusie społecznym i ekonomicznym.

Niestety nawet najlepsza dyplomacja jeszcze nie wyeliminowała dyktatu w stosunkach międzynarodowych między bogatymi a biednymi.


Pan Bóg jednak przypomina nam, że wszyscy ludzie są równi i trzeba ich przyjmować z szacunkiem, wsłuchiwać się w ich postanowienia, zamiast narzucać swoją wolę. Nowy porządek świata, który zaczyna się rysować na horyzoncie przyszłości, nie jest wynikiem czyjejś grzeszności, ale objawienia Bożej prawdy o każdym człowieku, nawet tym najbiedniejszym, o którym zapomnieliśmy w naszej pogoni za niepohamowanym posiadaniem.


Kłócimy się w Kościele o detale liturgiczne, białe rękawiczki, koronki, przyklękanie, pierścienie i gadżety, gdy tymczasem nienawidzimy wszystkich, którzy myślą inaczej. To nie jest już chrześcijaństwo, to jest powrót do marzeń o imperialistycznej strukturze Kościoła, i zupełna ignorancja Ewangelii Chrystusowej.


Proponuję stawiać Jezusowi ważne pytania, i nie uciekać od wysłuchania pełnej odpowiedzi.




V Niedziela Wielkiego Postu


Czy jest coś dla Boga niemożliwego?

Będąc świadkami dzisiejszego zdarzenia z Łazarzem, którego Jezus przywrócił do życia po czterech dniach spędzonych w grobie, możemy śmiało powiedzieć, że dla Boga nie ma nic niemożliwego.


Zresztą istota Boga wyraża się przede wszystkim w Jego dwóch atrybutach: Nieskończoności i Wszechmocy.

Nawet logika ludzkiego myślenia, w całej swojej skończoności i ograniczoności, domaga się, by Bóg przekraczał w swojej istocie wszystko to, co dla nas jest nieosiągalne.

Dlatego może być zaskakująca reakcja Jezusa, który na widok tego, co się wydarzyło w rodzinie Jego najbliższych przyjaciół, ludzkiej biedy i niemocy, zapłakał.


Z ludzkiego punktu widzenia płacz jest oznaką zarówno niemocy jak i współczucia.

Gdy za wszelką cenę chcielibyśmy komuś pomóc, ale okazuje się, że żadna pomoc nie jest w stanie zmienić sytuacji na lepszą, wtedy łzy same cisną się do oczu.

Współczucie nie zawsze da się ująć w słowa pocieszenia, i w miarę jak blisko potrafimy zbliżyć się do człowieka, i niejako na własnej skórze odczuć czyjeś problemy, wtedy płacz jest najwrażliwszym odsłonięciem swoich uczuć przywiązania.


Jezus zapłakał, nie wstydził się swoich łez ukazujących Jego prawdziwe człowieczeństwo. To nie jest figura supermana pozbawiona strachu i ludzkich odczuć. Jezus jest Synem Bożym właśnie w tym, że do końca nas umiłował, z całym naszym bagażem ułomności, grzechu, niewierności i upodlenia.


Bóg, który płacze, jest Bogiem wiernym człowiekowi w przymierzu miłości i dlatego jedyna rzecz, której Bóg nie potrafi dokonać, to jest przestać kochać człowieka. Bóg chce w swojej nieskończonej miłości obdarować człowieka takim szczęściem, które może mu zapewnić bezgraniczne spełnienie wszystkich marzeń i zbawienie od grzechu i śmierci.


Niestety nie da się kogoś uszczęśliwić na siłę, wbrew wolnej woli, każdy musi osobiście przyjąć dar miłości i pójść za jego wezwaniem.

Bóg płacze, gdy grzesznik odrzuca Jego nieskończoną Miłość, a raduje się, i to ze wszystkimi mieszkańcami niebios, gdy grzesznik nawraca się na drogę miłości i prawdy.


Syn Boży, Jezus Chrystus, właśnie dlatego przyszedł na ziemię, aby nam pokazać, jak bardzo Bóg współczuje nam w naszych słabościach. Nie tylko współczuje, ale poświęca się całkowicie dla wybawienia nas z tego ziemskiego padołu płaczu i zagubienia.

Bóg płacze, bo wie doskonale czego nam potrzeba do pełni życia i radości, ale nie może nam tego narzucić, co najwyżej zachęcać.

Bóg płacze, bo współczuje nam bezgranicznie naszej ograniczoności w podejmowaniu decyzji o kluczowym znaczeniu wyboru życia lub śmierci.


Ile razy spotkaliśmy w życiu kogoś, kto byłby w stanie tak naprawdę i z całego serca użalić się nad naszym życiem oraz współczuć naszym słabościom, a może nawet zapłakać w chwilach najtrudniejszych?

Choćby nikt taki się nie pojawił, to pamietajmy jednak, że każda ludzka łza spływa po obliczu Pana Boga.




Niedziela Palmowa


Liturgia dzisiejszej niedzieli, zwanej Palmową, wprowadza nas w głęboki czas zadumy i refleksji nad tajemnicą naszej wiary w Zbawienie, wysłużonej dla nas poprzez Misterium Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa.


I chociaż jesteśmy przyzwyczajeni do nazwy dzisiejszego święta: Niedziela Palmowa, to jednak spróbuję zaryzykować, i jak raz, zaproponować inną nazwę, nie mającą swego źródła w gałązkach palmowych, rozścielanych na drodze, po której miał przejechać Jezus w drodze do Jerozolimy.


Dla mnie dzisiejsza niedziela może równie dobrze nazywać się Niedzielą Oślątka, czyli określenie, które kieruje naszą uwagę na formę wjazdu Króla królów i Pana panów. Jest to bardzo dobra okazja, aby kolejny raz przekonać się o prawdziwości Jezusowego wezwania do pokory i uniżenia, skoro On sam, nasz Pan, Król i Zbawiciel, wybiera właśnie taki rodzaj ukazania się ludowi w swoim Bosko-ludzkim Majestacie.


Czytając i wsłuchując się w ewangeliczną relację z wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy, jesteśmy świadkami tego co nas zachwyca i imponuje przy takiej okazji, a więc zachowania tłumów witających swojego Króla. Można sobie wyobrazić co dzisiaj by się działo w podobnej sytuacji, jak tłumy gromadzące się przy drodze chciałyby przeżyć jak najbliżej spotkanie z Synem Człowieczym, jak flesze aparatów i kamer telefonów komórkowych, rejestrujące każdy ruch i każdy gest, byłyby w centrum uwagi.


Może i dzisiaj gałązki palmowe i płaszcze uczestników zastąpiłyby czerwony dywan, rozwijany przed wielkimi tego świata i gwiazdami ekranu.

Pan Jezus pozwala ludziom na wyrażenie radości i entuzjazmu w tym nadzwyczajnym czasie przygotowania do świąt Paschy, chociaż dobrze wie, że za kilka dni ten sam tłum będzie domagał się dla Niego kary śmierci.


Z jednej strony rzesze wiwatujące radosne Alleluja, z drugiej strony Jezus z Nazaretu, milcząco przychodzący do swoich, gotowy złożyć siebie samego na ofiarę za grzeszników, ale nie zapominajmy o osiołku, który w cichości i łagodności swojej natury przynosi ludziom oczekiwanego Zbawiciela, Baranka ofiarnego.


Król ten, który ma objąć wieczne panowanie, nie przyjeżdża na pięknym koniu czy też wystawnym rydwanie, bo Jego panowanie nie jest z tego świata i nie potrzebuje blichtru ludzkiej sławy.


On nie przychodzi do ludzi, aby ich przyćmiewać swoim Majestatem, ale na świadectwo prawdzie, która wyzwala człowieka z cienia grzechu i zniewolenia śmierci.


To nie skarby całego świata i płaszcze z gałązkami palmowymi są czymś, co może wnieść w nasze życie prawdziwy sens wiary, nadziei i miłości. Czasami może czujemy się odsunięci na bok, bez znaczenia, poniżeni i pozbawieni tych wartości, które świat dzisiaj rzuca na szalę sławy oraz nieposkromionej chęci panowania.


Jedyne, co nam pozostaje, to rola osiołka, który pomimo braku wybornego talentu, uznania wśród ludzi, wyśmiania i poniżenia, jednak z uporem i determinacją przynosi ludziom na swoim grzbiecie Tego, który powołał go do wypełnienia Bożej Woli.

Nie mów zatem jestem osłem i nic nie potrafię dokonać dobrego w swoim życiu, tylko zanoś swoją wiarę do ludzi, a to wystarczy.




Środa w Wielkim Tygodniu


Ile mi dacie? Jaka jest cena Syna Człowieczego? Czy wszystko da się kupić i sprzedać? W samym centrum Ewangelii, tuż przed męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Pana Jezusa pada zdradziecka propozycja, i paradoksalnie ta zdrada i handel najwyższymi wartościami rozpoczyna Święte Triduum Paschalne, a więc wydarzenia decydujące o zbawieniu człowieka od grzechu i śmierci.


Święty Paweł w liście do Rzymian rzuca światło na ten paradoks grzechu mówiąc: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska.” Cała historia Zbawienia, obecności Boga wśród nas, a szczególnie Jego wejście w ludzkiej postaci Jezusa i dokonane przez Niego Dzieło Odkupienia, jest odpowiedzią Najwyższego na naszą sytuację upadku i uzależnienia od zła i natury podległej grzechowi oraz śmierci. Nie pozostawię was sierotami, takie zapewnienie mamy od naszego Ojca Niebieskiego, który zawsze i wszędzie chce jedynie dobra człowieka, a wiedząc jaka nagroda wieczna może być udziałem każdego, kto uwierzy i przyjmie chrzest, oraz w wierze pójdzie za głosem powołania do świętości, pragnie tego człowieka wspierać we wszelkich wysiłkach walki ze złem i słabością.


Warto zauważyć, że Jezus w rozmowach z uczniami nie próbuje owijać prawdy w bawełnę ale bezpośrednio przekazuje swoim apostołom tę Prawdę, którą przecież On jest sam. Jeśli mówi o ich niedowiarstwie, błędach w pojmowaniu Ewangelii czy wręcz zdradzie, robi to bezpośrednio, tak by nie było cienia wątpliwości w zrozumieniu tego, co chce im przekazać i czego pragnie ich nauczyć. Jezus nigdy nie jest dwuznaczny w tym co mówi i Jego czyny są potwierdzeniem, że Słowo Boże ma w sobie siłę Ducha Prawdy, Ducha Pocieszyciela i Odnowiciela wszystkiego według obrazu Bożego.


Na świecie nie znajdziemy szczęścia i zrozumienia swojej tożsamości, ponieważ świat nie jest zainteresowany poszukiwaniem jednostkowych rozwiązań samospełnienia, jak też promocji dobra i prawdy. Jakiekolwiek reklamy, nawet promujące humanitarne rozwiązania problemów społecznych, są tak naprawdę sprzedawaniem swoich idei na forum politycznych rozgrywek, aby osiągać jak najlepsze wyniki popularności i poparcia, co na dłuższą metę przekłada się na podział sił politycznych w różnych grupach społecznych. Tylko w Jezusie z Nazaretu możemy odczytać pełnię naszego powołania do szczęścia i zrozumienie sensu cierpienia i śmierci. Bo tylko w Nim możemy być pewni zwycięstwa dobra nad złem oraz życia nad przemijalnością ludzkich istnień. Tak, można człowieka zdewaluować moralnie i zniszczyć pod każdym względem pamięć o tym, co stanowi o godności człowieczeństwa. Nie da się jednak wyrwać nikogo, z miłującego Serca Bożej Miłości, która czyni z każdego z nas umiłowane dziecko Boże.


Judaszowe srebrniki nie przydały się na nic, są tylko symbolem zdrady i cmentarzyska sumienia, podobnie i dzisiaj pokładanie ufności w materialnych wartościach może się zakończyć zatraceniem świadomości bycia umiłowanym dzieckiem Bożym. Nie warto zamieniać swojej wiary i wolności na srebrniki, nieważne ile ich jest, zawsze jednak nieskończona wartość Bożej miłości jest nieporównywalnie większa od wszelkich skarbów doczesnych.




Wielki Czwartek


„Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał.” Jakże ludzki jest ten Bóg-Człowiek, który otwarcie mówi o swoich pragnieniach. Często wstydzimy się mówić o tym, co nam w duszy gra, skrywamy przed sobą nawzajem uczucia, marzenia, nadzieje, radości i smutki, lękamy się odkryć prawdę o sobie, bo co sobie inni o mnie pomyślą, gdy raptem zobaczą, usłyszą i odkryją całą prawdę o mnie.

Bóg nie ma przed nami żadnych tajemnic, a to, że my często nie potrafimy Go zrozumieć i mówimy o różnych tajemnicach objawień, to po prostu nasza niedoskonałość ludzka, która w swojej ograniczoności nie jest w stanie pojąć całej prawdy objawionej i przekazanej nam przez Słowo Boże.


Dzisiejsze misterium wielkoczwartkowej liturgii ukazuje nam, że nie tylko my potrzebujemy bliskości Boga, przytulenia się do Jego Ojcowskiej Miłości, ale Bóg równie mocno tęskni za bliskością z człowiekiem, którego stworzył na swój obraz i podobieństwo. Bóg nie tylko pragnie być przy człowieku, ale wręcz gorąco tego pragnie, tęskni i wciąż szuka okazji, aby móc się człowiekowi zwierzyć ze swojej Boskości, obdarować nas tym wewnętrznym zaufaniem pełnym otwartości. Bóg wie doskonale, że jesteśmy z natury bardzo wrażliwi, delikatni i nie potrafimy znieść wszystkiego, co ma nam do powiedzenia, wie że prawdziwa Miłość nie może się narzucać i przytłaczać swoją wielkością, bo nawet najpiękniejsze i najwznioślejsze uczucia mogą być przyjęte tylko w klimacie wolności wyboru oraz na poziomie partnerstwa, spotkania dwóch równych sobie światów.


Eucharystia, czyli Dziękczynienie, to najpiękniejszy dar, jaki Jezus nam zostawił na pamiątkę jeszcze przed dokonaniem swojego zbawczego dzieła. Nie można być bliżej człowieka niż poprzez stanie się jego pokarmem. Dzisiaj słynne są rożnego rodzaju odżywki i suplementy diety, w które już nawet medycyna oficjalna wierzy i posiłkuje się w zwalczaniu przeróżnych chorób. Ludzie na całym świecie wydają miliardy dolarów na tego typu doładowywanie się, aby tylko utrzymać zdrowie na odpowiednim poziomie i choćby trochę przedłużyć swoją ziemską egzystencję. My otrzymaliśmy najlepszy pokarm i najbardziej życiodajny trunek pod postaciami chleba i wina, w których jesteśmy w stanie odżywiać się Ciałem i Duszą, Człowieczeństwem i Bóstwem Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela. Odtąd nie jesteśmy już skazani na bezsensowne cierpienie i tragiczną smierć jako zakończenie naszej ziemskiej egzystencji. Wszystko co robimy i przeżywamy, czy to jest dobre czy złe, całe nasze życie ma jeden wielki sens istnienia, ponieważ nic z tego co nas spotyka nie jest w stanie odebrać nam wiary, nadziei i miłości, które w konsekwencji karmienia się Komunią z Bogiem, doprowadza nas do wiecznej i nierozerwalnej wspólnoty z Bogiem w wieczności.


To gorące pragnienie bycia razem przy stole i dzielenia wspólnie posiłku miłości jest również ważnym elementem zdrowia człowieka, tego zdrowia psycho-fizycznego, o które tak zwykliśmy zabiegać. Dzisiaj już nie mówi się w nowoczesnej medycynie o tym, że to lekarz albo tabletka uzdrawia. Owszem, lekarz jest fachowcem od wskazywania najlepszej terapii i przepisywania leków odpowiednio pasujących do chorób. Leki natomiast i zabiegi wszelkiego typu mają za zadanie pomóc organizmowi przywrócić witalne siły, potrzebne do odzyskania zdrowia. Coraz więcej jednak mówi się jak ważne są relacje międzyludzkie, spotkania, gościnność, pozdrowienia oraz każdy gest życzliwości w tym celu, aby człowiek mógł zachować równowagę hormonalną, pogodę i radość życia, a nawet pozbyć się dolegliwości związanych z bólem, gdy radość ze spotkania kogoś bliskiego potrafi dać człowiekowi zapomnieć o tym, co go tak bardzo dołowało do tej pory. Człowiek to nie kupa mięsa, to dusza i ciało, dlatego potrzeba nam jest ciagle żywic się i wzmacniać tym pokarmem duchowym i napojem świętym w postaci Syna Człowieczego.




Wielki Piątek


W centrum naszej wiary stoi krzyż, nie da się go ominąć ani zlekceważyć, udawać że nie istnieje, bo tylko przez krzyż, znak cierpienia i śmierci dochodzimy do chwały Zmartwychwstania. Wszyscy jesteśmy skazani na smierć i nie ma tutaj żadnych wyjątków, nawet najzamożniejsi nie mają możliwości aby się wykupić i przedłużać swoje ziemskie życie w nieskończoność. Poza tym cóż by to dało, gdyby komuś nawet udało się przeżyć o wiele więcej lat na tym ziemskim padole, skoro i tak większość bliskich, znajomych i przyjaciół odchodzi do wieczności w określonym czasie. Ludzie młodzi nie są w stanie sobie tego wyobrazić, ale wystarczy być po 60-tce aby zauważyć, że jeśli nie większość, to przynajmniej połowa z grona bliskich osób jest już po drugiej stronie życia.


Jezus jest dla nas jedynym przykładem, jak powinniśmy się zachowywać w życiu wobec tego wszystkiego co nas przytłacza i niszczy, co nazywamy krzyżem. Przede wszystkim pokazuje nam na własnym przykładzie jak należy w każdej sytuacji mieć pełne zaufanie do Boga, Ojca Niebieskiego, bez wiedzy Którego nic się nie dzieje na tym świecie. Wola Boża, o którą wciąż się modlimy w modlitwie Pańskiej Ojcze nasz, ma być dla nas pierwszym i nadrzędnym celem naszego życia. Nie moja, ale Twoja wola Panie, niech się stanie, chociaż może zupełnie nie potrafię jej zrozumieć i po ludzku zaakceptować, to jednak w posłuszeństwie dziecka Bożego zgadzam się na Jej pierwszeństwo w moim życiu. Takie podejście do wszystkiego co mnie spotyka jest okazaniem pełnego zaufania Opatrzności Bożej, nie ma tu miejsca na polemikę i stawianie znaków zapytania, czy aby Bóg się nie pomylił, albo może czegoś nie zauważył i podejmuje nieprawidłowe decyzje. Tego typu negatywne nastawienie prowadzi do wewnętrznej dewaluacji Boga i jest wprost znieważeniem Jego nieskończonej miłości, która chce tylko i wyłącznie dobra dla każdego człowieka.


Atmosfera Wielkiego Piątku jest w sposób szczególny nacechowana powagą jak również smutkiem z powodu męki i śmierci Pana Jezusa na krzyżu. W tym dniu jest tylko jedna osoba, która tak naprawdę ma powód do radości w Izraelu, a jest nią Barabasz, który za morderstwo został skazany na karę śmierci. Dla niego wybór w jego miejsce Jezusa jest równoznaczny z darowaniem mu kary i życia. Czy nam ta sytuacja nie sugeruje czegoś w związku z naszym postępowaniem i życiem. Każdy z nas jest przecież od urodzenia skazany na śmierć, za przestępstwo Adama i Ewy, kiedy wyrok zostanie wykonany i w jakiej formie nikt jednak nie wie, ale kurczliwe odsuwa od siebie tę myśl. Jezus wchodząc w nasze życie chce wziąć na siebie ten wyrok potępienia i przybić go do krzyża prawdy, że już odtąd nikt nie zasługuje na pozbawienie godności dziecka Bożego.


Boimy się śmierci, bo to nie jest coś, co można opisać jako osobiste doświadczenie, a te różne opowiadania z przeżyć śmierci klinicznej nie są mimo wszystko czymś miarodajnym, bo czasowy stan śmierci klinicznej nigdy nie można porównać z definitywnym odejściem z tego świata. Tylko Jezus Chrystus może nam nakreślić konkretny obraz tego, co nas czeka po drugiej stronie życia. Jego zwycięstwo na krzyżu obejmuje nie tylko smierć cielesną, czyli zakończenie doczesnego życia na ziemi, ale również smierć wieczną, o wiele gorszą, bo odnosząca się do życia wiecznego, zagrożonego wiecznym potępieniem za grzechy. I tylko Jezus może nas przeprowadzić przez smierć doczesną i uchronić od śmierci wiecznej, jeżeli pełni wiary, nadziei i miłości będziemy kroczyć drogą, którą On sam nam wyznacza własnym życiem.


Nie bójmy się życia i nie lękajmy się śmierci, bo Panem i Władcą jest sam Bóg, i to w Nim możemy odnaleźć sens i radość naszego życia, które nigdy się nie kończy, a jedynie przemienia w radość Zmartwychwstania, zgodnie z Jego Wolą.




Wigilia Paschalna


Ziarno musi obumrzeć, aby wydać plon obfity. Jezus dał się pogrzebać w ziemi na krótki czas, by użyźniona Jego śmiercią mogła odtąd rodzić zbawczy plon zbawienia dla wszystkich, którzy umierają w pokoju. Jest taki czas, kiedy człowiek czuje potrzebę milczenia, bo słowa są nieadekwatne do myśli i nie potrafią wyrazić pełnej gamy odczuć duchowych. Jest taka droga, po której nie można iść ręka w rękę nawet z najbardziej ukochaną osobą na świecie, bo ta droga w samotności prowadzi przez wąską bramę doczesności, bez możliwości powrotu. Oczekiwaniem jest nasza nadzieja na wieczność, że kiedyś spełnią się nasze marzenia, także te, których jeszcze do końca nie znamy, bo nie są z tego świata, a jedynie drzemią w naszej ludzkiej naturze zakorzenionej głęboko w Miłości Przedwiecznej.


Czysta niewinność została zabita i pogrzebana przez ludzi, którzy uwierzyli, że mogą zapanować nad prawdą i fałszem, nad miłością i nienawiścią, nad dobrem i złem, ludzka pycha karmiona szatańskim podszeptem pokusy domagała się wykluczenia Boga z ludzkiej świadomości i pogrzebania go raz na zawsze. Człowiek chciał zbudować swoją własną religię, w której on będzie panem i władcą określającym warunki czci i wiary, a więc nikt inny, tylko człowiek miał stać się bóstwem najwyższym, któremu należy się cześć i chwała, a wszystko inne ma być podporządkowane humanistycznym regułom prawdy i fałszu. To już nie złoty cielec, miał być symbolem Boga, ale Bóg miał stać się symbolem człowieka.


Jednak choćby największy kamień, nie jest w stanie zatrzymać Tego, który stwarza góry i morza, oceany i przestworza Wszechświata. Bóg w swojej nieprzezwyciężonej mocy nie da się uśpić na wieki i zabić miłości, którą ukochał nas ludzi od zarania stworzenia. Syn Człowieczy przyszedł aby służyć i oddać swoje życie na okup za wielu, oczekiwanie na Jego Zmartwychwstanie jest żywą częścią naszej wiary, a szczególnie wtedy, gdy słabość naszej ludzkiej natury przytłaczają ciężkie kamienie grzechów, zamykających nam dostęp do Jego Najświętszego Ciała i Krwi.


Odrzućmy zwątpienie i wyjdźmy z ciemności naszych grzechów, niechaj zaświeci nam słońce prawdy i sprawiedliwości, wzmocnijmy naszą nadzieję na to co przed nami, nie oglądając się za siebie, Pan jest blisko, przylgnijmy do Niego z otwartymi ramionami i czystym sercem gdy przychodzi.




Niedziela Wielkanocna


Uczeń wszedł do grobu, pustego grobu, i uwierzył. Jeszcze nie widział Zmartwychwstałego, nie dotykał miejsca gwoździ, ani nie miał okazji, aby bezpośrednio stanąć oko w oko ze swoim Mistrzem i upewnić się, że On naprawdę żyje, a jednak uwierzył. Pustka i wynikająca z niej logiczna układanka, skoro Go tu nie ma, to znaczy że żyje, przypomnienie wszystkich wcześniej zapowiedzianych obrazów Zmartwychwstania staje się w jednym momencie fundamentem wiary. Uczeń, którego Jezus miłował, inny niż pozostali apostołowie, wiernie wsłuchujący się w słowa Jezusa, spoczywający na piersi Mistrza, nie szukający bojowniczych rozwiązań w głoszeniu Bożego Słowa, ten, który pomimo swojej delikatności charakteru nie uląkł się aż do końca i wytrwał pod krzyżem, gdzie usłyszał ostatnie życzenie wypowiedziane przez Pana, że ma przyjąć macierzyństwo Maryi, stać się Jej synem i zarazem opiekunem, wreszcie jedyny z apostołów, który nie zaznał śmierci męczeńskiej i dożył późnej starości.


Miłość apostoła i jego pełne zaufanie Jezusowi pozwoliło mu odczytać znak pustego grobu jako najlepsze świadectwo na prawdziwość tego wszystkiego, czego nauczył się u boku Syna Bożego przez trzy lata wspólnego wędrowania i głoszenia Ewangelii. Wszystkie wypowiedziane wcześniej słowa i cudowne znaki Bożej mocy, których był świadkiem, teraz w jednym momencie rozbłysły w jego świadomości światłem prawdy absolutnej, że Boga nie da się zlikwidować jakimś ludzkim wyrokiem kary śmierci, Syn Człowieczy właśnie to potwierdził swoim powrotem do życia i opuszczeniem grobu. Już nikt na świecie nie jest w stanie zastraszać człowieka beznadziejnością śmierci, skoro Jezus z Nazaretu jest w stanie zakończyć panowanie śmierci swoim cudownym Zmartwychwstaniem.


Wiara rodzi się ze słuchania, ale jak pokazuje nam dzisiejsza historia ewangeliczna również cisza i pustka potrafią nastroić duszę człowieka na odczytanie znaku obecności Boga Żywego. Może dla kogoś brzmi dziwnie to określenie: Boga Żywego, bo jakżeby można było sobie wyobrazić Boga bez życia w sobie. Otóż jakość Bożej egzystencji jest przez nas różnie pojmowana i przeżywana, czasem żyjemy tak, jakby Boga w ogóle nie było, jakbyśmy Go już gdzieś odstawili na bok albo chcieli pogrzebać, żeby nam nie przeszkadzał w naszej codzienności. Czyny ludzkie oraz myślenie jest niekiedy tak bardzo zakorzenione w naszych wadach, błędach oraz samouwielbieniu, że jakakolwiek próba spotkania z Bogiem kończy się zamknięciem w sobie, zamykamy się jakby w grobie własnej egzystencji i dopóki nie przyjdzie Jezus, by podać nam swą dłoń i serce, dopóki tkwić będziemy w tym naszym grobie egzystencjalnym, nie przeżyjemy pustki własnego grobu w świetle Jego zbawczej Mocy.


Zajrzyj w swoją głębię, nie lękaj się spojrzeć na swoje życie przez pryzmat pustego grobu Chrystusa. To jedyna tak ważna i wartościowa pustka, która jest w stanie przenieść Cię do rzeczywistości porzucenia tego wszystkiego, co nie pozwala Ci żyć pełnią życia. Odwal wszystkie kamienie zła a wtedy Twoja wolność stanie się wyzwoleniem.




II Niedziela Wielkanocna czyli Miłosierdzia Bożego


Tomasz apostoł do swojej wiary potrzebował bezpośredniego spotkania z Jezusem Zmartwychwstałym, dotknięcia Tego, którego śmierć nie potrafiła unicestwić. Myślę, że trochę niesprawiedliwie posądzamy tego apostoła o niedowiarstwo, bo kto wie, jakby zareagowali pozostali apostołowie w podobnej sytuacji, gdyby akurat któregoś z nich zabrakło podczas pierwszego spotkania ze Zmartwychwstałym, być może też czuli by się pominięci albo wręcz oszukani przez swoich kolegów. A jaka byłaby Twoja reakcja? Niewierny Tomasz siedzi również często w nas samych, po co nam potrzebne jest tyle latania do różnych cudownych miejsc, poszukiwanie objawień, cudownych znaków na niebie i na ziemi, kłótnie na temat kto jest bardziej katolicki a kto mniej, jakieś sekciarstwo i wiara w krzywym zwierciadle potrafi ludzi dzisiaj tak omotać, że są w stanie bardziej słuchać co szatan powiedział jakiemuś egzorcyście, niż co Chrystus przekazuje nam na kartach Ewangelii. A przecież wystarczy iść do kościoła na niedzielną mszę świętą, żeby tam sakramentalnie dokonało się najcudowniejsze spotkanie z żyjącym Jezusem w komunii świętej i wspólnocie Kościoła Bożego.


Bóg mówi do nas wyraźnie, że chce raczej miłosierdzia, niż ofiary, tego miłosierdzia, które dzisiaj w szczególny sposób czcimy w liturgii drugiej niedzieli wielkanocnej. Ale żeby to zrozumieć, trzeba najpierw usłyszeć i zrozumieć co to znaczy, że miłosierdzie jest cenniejsze od wszystkich ofiar i człowiek nie otrzymuje zbawienia na zasadzie kupna - sprzedaży, w ludzkim przekonaniu czym więcej potrafię Bogu zaoferować, tym bardziej mogę liczyć na obfitość łask i wyróżnienie pośród innych wierzących. Właśnie nie na tym polega miłosierdzie, ono jest niezależne od jakichkolwiek zasług ze strony człowieka, jest nam darmo udzielane pomimo naszej niewierności i grzeszności. Można wątpić w wiele rzeczy, ale w Boskie Miłosierdzie należy zawsze wierzyć bez względu na okoliczności, nawet niewierzący przecież wierzą w miłość, a to już jest przedsionek miłosierdzia.


Potrzebujemy wszyscy bez wyjątku bliskości i kontaktu, potwierdzenia, że nasze ziemskie życie nie jest na próżno, bez sensu, i każdy dzień jest nowym wezwaniem do odnajdywania swojej drogi. Nie bądźmy niedowiarkami, lecz wierzącymi, ale nie wierzącymi inaczej, po swojemu albo na modłę samozwańczych proroków ze snów. To co jest godne podziwu w postawie Tomasza apostoła, to właśnie jego upór dotarcia do samego źródła wiary, a więc Jezusa z Nazaretu, cała reszta się nie liczyła, jeśli Jego zobaczę i spotkam po Zmartwychwstaniu, to mi wystarczy. Dzisiaj też ważne jest, abyśmy w każdej sytuacji życiowej zwracali się do Jezusa, naszego Pana i Zbawcy, który jako Jedyny ma dla nas Słowo Prawdy, bo sam jest Prawdą. Dzisiaj nie potrzebujemy już szukać niczego, co by miało zaspokajać naszą religijną ciekawość, bo Objawienie już się dokonało i jest niezmiennie przekazane dla nas na kartach Pisma Świętego. Wszelkie inne drogi i próby potwierdzania swojej wiary z konieczności muszą zakończyć się fiaskiem. Tylko krzyż i największa ofiara Zbawiciela, którą wspominamy szczególnie w okresie wielkanocnym, jest w stanie dać nam życie wieczne w chwale. Dotknij Jezusa obecnego w sakramentach i modlitwie oraz wspólnocie wiernych, a wtedy On umocni Twoją wiarę swoim bezgranicznym Miłosierdziem.




III Niedziela Wielkanocna


Po co idziemy do kościoła w niedzielę? Spróbujmy dać odpowiedź na takie proste, aczkolwiek zasadnicze pytanie, ale od razu musimy być przygotowani na to, że odpowiedzi może być bardzo dużo i bardzo różnych. Przyjrzyjmy się zatem jak niekiedy motywujemy naszą decyzję udania się do kościoła na niedzielną mszę świętą.

- Nie wiem, ale idę.

- Bo inni tak robią. Po co się wyróżniać.

- Tradycyjnie wszyscy w mojej rodzinie chodzili, to i ja chodzę.

- I tak nie ma co do roboty w domu, więc się przejdę, przy okazji można z kimś poplotkować na bieżące tematy.

- Dobra okazja, by pokazać nowe ciuchy, buty, pokazać się z tej lepszej strony.

- Może spotkam kogoś z przyjaciół, znajomych, zawsze można iść na kawkę po mszy.

- Okazja spotkać nowe twarze, zawrzeć jakieś znajomosci, czemu nie?

- Trza księdzu zanieść parę groszy na tacę, żeby nie umarł z głodu.

- Ważne by dawać dobry przykład, przede wszystkim dzieciakom, a nie żeby tylko siedziały z nosem w internecie.

- Boję się, że Pan Bóg się na mnie zezłości, więc lepiej pójdę, strzeżonego Pan Bóg strzeże.

- Lubię muzykę i śpiew, będzie dobra okazja sobie pośpiewać i posłuchać gry na organach, w sumie za darmo mam trochę rozrywki.

- Ciekawe, co księżulek dzisiaj powie na kazaniu, oby tylko nie ględził za długo.

- Warto czasem poczuć się częścią Kościoła, że są też inni, którzy tak samo jak ja wierzą i się modlą.

- Idę, bo wiara ma dla mnie znaczenie, przynajmniej jedna z tych rzeczy, które mogę zrobić dla siebie, a nie z czystego obowiązku.

- Gdy jestem w kościele wśród innych ludzi, wtedy czuję obecność Chrystusa.

- Jest to dla mnie najważniejsze wydarzenie tygodnia, kiedy mogę przyjąć Jezusa w komunii świętej, uważam to za wielki przywilej.

- Nie wyobrażam sobie niedzieli bez mszy.

- Chcę być dobrym człowiekiem i pomagać innym, dla mnie nauka Kościoła wciąż jest autorytetem.

- Modlitwa za zmarłych to jedyna rzecz, jaką możemy dać wszystkim naszym bliskim, którzy już są po drugiej stronie.

- Chodzenie do kościoła wycisza mnie.


Te różne odpowiedzi to tylko mała część naszych przemyśleń i decyzji związanych z uczęszczaniem na niedzielną mszę świętą do kościoła. Nasze motywacje mogą być bardzo różne i niekiedy daleko odbiegające od standardowych zachowań w praktykowaniu wiary.

Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak, że tak czy inaczej przychodzimy i jesteśmy obecni, zasiadamy wspólnie do tego wyjątkowego stołu - ołtarza, przy którym miejsce zajął już nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. On jest w stanie przemienić i poukładać w naszym życiu wszystkie zawiłości, niezrozumienia, lęki i braki w prawdziwy obraz naszego istnienia i powołania; przy tym stole, gdzie On łamie dla nas chleb, przełamuje nasze ograniczenia i otwiera nam dostęp do Chleba Życia.

Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, ten Chleb przełamie w Tobie wszystko to, co do tej pory trzymało Cię na uwięzi, tylko wierz i jedz.




IV Niedziela Wielkanocna


Jezus jest Pasterzem, który woła owce swoje po imieniu, bardzo ważna uwaga z dzisiejszej Ewangelii, która odnosi się do każdego i każdej z nas z osobna.

Tak, pomimo, że to stado owiec jest wręcz niepoliczone, ogromne, składające się z przeróżnych pokoleń, ras, narodów i języków, to jednak nikt nie zostaje pominięty albo potraktowany na zasadzie jednostki stanowiącej tylko cząstkę ludu. Ten Pasterz zna tak dobrze każdą ze swoich owiec, że wzywając wszystkie do pójścia za sobą, przemawia do serca każdej z osobna, nazywając ją po imieniu.

Jeszcze nikt nigdy przedtem tak nie przemawiał i nie potrafi do dziś w ten sposób przemawiać, bo Pasterz jest tylko Jeden, który ma moc przeprowadzić swoje owce przez bramę wieczności. Przywykliśmy do rytualnych wręcz zwrotów typu: Panie i Panowie, Kochani moi, Drodzy Bracia i Siostry albo Szanowni Państwo, kiedy ktoś pragnie zdobyć uwagę publiczności i nawiązać z nią słowny kontakt. Wtedy stajemy się szarą masą zdolną do słuchania i spontanicznego reagowania na usłyszane treści.


Jezus traktuje nas indywidualnie i nigdy nie na masową skalę, nie dość tego, jeśli ktoś chce iść w Jego ślady, musi się zaprzeć nawet siebie samego, żeby nie tylko tłumy, ale nawet indywidualne przyzwyczajenia, przerosłe ambicje, czy też rożnego rodzaju uzależnienia od swoich lęków, nie miały wpływu na bezpośrednią relację ze Zbawicielem. Kiedy Bóg wchodzi w dialog z człowiekiem, wówczas wszystko inne musi zamilknąć i podporządkować się temu nowemu porządkowi Słowa, które stało się Ciałem, abyśmy mocą Tego Słowa mogli otrzymać Ducha Prawdy. W taki sposób owce uczą się poznawać głos swojego Pasterza, w którym odnajdują bezpieczeństwo i własną tożsamość. Gdy słyszysz kogoś wołającego czyjeś imię na ulicy, zwykle nie zwracasz na to szczególnej uwagi. Gdy jednak zdarzy się, że ktoś obcy zawoła Twoje imię, wtedy reakcja jest już natychmiastowa i zainteresowanie gwarantowane. Przez lata całego życia jesteśmy w stanie przylgnąć bardzo blisko do swojego imienia i jest ono jak klucz do bramy, który otwiera nas na każdego, kto potrafi się nim posługiwać.


W Chrześcijaństwie nauczyliśmy się nie tylko tej wielkiej prawdy, że Bóg zwraca się do każdego z nas po imieniu, ale jeszcze czegoś bardziej niesamowitego, że Bóg pozwolił nam mówić do siebie na Ty. W relacjach międzyludzkich jesteśmy często tak bardzo uzależnieni od rożnego rodzaju tytułów, tak że zwroty: Pan, Pani, Państwo, to standardy zachowania bezpiecznej odległości do osób nieznanych, spoza kręgu znajomości. Poza tym inne tytuły: naukowe, religijne, polityczne, wojskowe i wiele przeróżnych form zwracania się do siebie świadczy, jak bardzo jesteśmy od siebie oddaleni, pomimo fizycznej bliskości. Pan Bóg uczy nas bycia ze sobą na Ty, imiennego otwarcia się na siebie i przylgnięcia tak mocnego, że Bóg staje się jednością z człowiekiem. Komunia święta, w której przyjmujemy Ciało i Krew, Duszę i Ciało naszego Zbawiciela, jest jedynym takim spotkaniem, w którym Bóg staje się Tobą, a Ty Bogiem.




V Niedziela Wielkanocna


Trzy w jednym: Droga, Prawda, Życie. Propozycja Pana Jezusa jest iście odpowiadająca naszym współczesnym rozwiązaniom, zarówno w kosmetyce jak i w innych branżach, gdzie różne firmy próbują nam ułatwiać życie poprzez kumulację różnych funkcji w jednostkowym rozwiązaniu. Po co mamy szukać osobno drogi, osobno prawdy i jeszcze gdzie indziej życia, skoro możemy to wszystko odnaleźć w Jednej Osobie, naszego Pana i Zbawiciela. Apostołowie nie znali naszych nowoczesnych technologii, więc trochę to było dla nich zawikłane, jak należy rozumieć słowa ich Mistrza. Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy, wychyla się Filip, dzisiaj byśmy powiedzieli może, że wyskoczył jak Filip z konopii, ale to całkiem zrozumiałe, że był on wyrazicielem ogólnego zdziwienia wśród Apostołów wobec takich wiadomości. Pan Jezus tłumaczy jak zwykle z wielką delikatnością, aczkolwiek z nieco pouczającym wyrzutem, że przecież Ojciec przemawia przez Syna i to wystarczy, należy tylko wierzyć bezgranicznie, że tak jest, no bo przecież Syn Człowieczy jest Prawdą. My, współcześni ludzie, jesteśmy przyzwyczajeni, że czasami zdarza się zobaczyć i usłyszeć kogoś na ulicy, czy supermarkecie, jakby ten ktoś rozmawiał sam ze sobą, trochę to wygląda dziwnie, ale po chwili orientujemy się, że rozmawia z kimś przez słuchawki w uszach, i już wszystko jest jasne. Niekiedy prowadzący programy w telewizji dostają w trakcie programu jakieś dodatkowe instrukcje bezpośrednio do ucha i dostosowują dalszy ciąg programu do otrzymanych informacji. Porównanie, co prawda, jest może trochę naciągane, ale instruktarz, który Pan Jezus przekazał nam w Ewangeliach, też jest przekazaniem nam Woli Ojca którą, jako Syn Boży, otrzymał bezpośrednio będąc Obrazem Ojca.


Czyli nie potrzebujemy nawet szukać drogi, bo drogą jest Chrystus.

Nie musimy się zwracać do rożnego rodzaju mędrców o wyjaśnienie nam prawdy, bo prawdą jest Chrystus.

Nie potrzebujemy bać się o własne życie, bo tym życiem jest Chrystus.


To wszystko brzmi wspaniale, bo nic wspanialszego nikt nie byłby w stanie wymyśleć, ten plan Boży, zresztą jak całe stworzenie, jest doskonały, i jedyna rzecz, jakiej Pan Bóg oczekuje od nas, słabych i niedoskonałych, abyśmy ten Boski produkt, Trzy w Jednym, zaczęli stosować na codzień w naszym życiu. Co to da, że już wiemy na czym to polega i jak to działa, jeśli za chwilę powrócimy do naszych zajęć, trosk i kłopotów, zapominając zupełnie, żeby wejść w ten Boski Program, i tak jak Jezus przemawiać już nie tylko w swoim własnym imieniu, ale móc odzwierciedlać Ewangeliczne prawdy własnymi słowami i czynami. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, podczas prześladowań naszych braci i sióstr w Chrystusie, mówiono o nich: patrzcie, jak oni się miłują. Ta chrześcijańska miłość bliźniego była często znakiem rozpoznawczym dla prześladowców.


Aby być prawdziwym świadkiem Chrystusa, czyli chrześcijaninem, potrzebujemy też siły do wytrwania w tym przepięknym, Boskim programie, który może zachwycić niejeden ludzki umysł i pobudzić ducha do działania. Niestety słabości ludzkiej natury są liczne i do tego, aby wytrwać, potrzebujemy odpowiedniego pokarmu. Dlatego właśnie Jezus ostrzega nas, że bez Niego nic nie będziemy w stanie zrobić. Nasza religijność, jaka by ona nie była intelektualna czy też kulturowa, jeżeli nie będzie w niej bezpośredniego kontaktu z Jezusem Żywym, Eucharystycznym, Ciałem i Krwią, wówczas szybko głębia stanie się mielizną, a w końcu pustynią religijną.

Modlitwa i sakramenty święte dają nam gwarancję, że nasza wiara nigdy nie zaniknie.




VI Niedziela Wielkanocna


Słowa Pana Jezusa, wypowiedziane około dwa tysiące lat temu, jakżeż dzisiaj okazują się aktualne w świetle tego wszystkiego, co przeżywamy. Wszelkie zdobycze ludzkości, to co do tej pory potrafiliśmy stworzyć pięknego, i wydawałoby się prawdziwego, dzisiaj poddaje się w wątpliwość, w imię tak zwanej poprawności politycznej. Kryzys prawdy, jaki można zaobserwować, praktycznie w każdej dziedzinie życia ludzkiego, jest jedynie potwierdzeniem słów Jezusowych, że świat nie zna prawdy, ponieważ nie widzi Ducha Prawdy, dlatego nie może Go przyjąć.


Wszystko, co świat buduje i próbuje uznać za podstawę swojego istnienia, jest tak naprawdę budowaniem zamków z piasku, ponieważ odrzucenie Boga jako fundamentu, jest w gruncie rzeczy zaprzeczeniem prawdy jako siły wyzwalającej i budującej trwałą spójność ludzkich dążeń do zbudowania cywilizacji miłości.


Gdy człowiek stawia swoją inteligencję oraz dorobek naukowy na piedestale marzeń, za wzór do naśladowania, z pominięciem Ducha Prawdy, Pocieszyciela, wtedy poszczególne zasady, formułowane w określonym przedziale czasowym, stają się jedynie prezentacją mody na mądrość poszczególnych pokoleń, lecz dalekie są od Prawdy, która trwa na wieki. W takiej czasowej narracji prawdy nie ma możliwości, aby człowiek mógł odnaleźć siebie i swoje egzystencjalne powołanie do wieczności, które wyraża się w duchowości każdej osoby ludzkiej, dążącej do samospełnienia bez jakichkolwiek ograniczeń czasowych. Właśnie ta ograniczoność czasowa i brak wiary w Ducha Prawdy, który pozostaje z nami na wieki, nie pozwala światu przyjąć Go, bo czasowy i osadzony w materii świat, nie wie nic na temat Ducha, i dlatego z konieczności musi Go odrzucić.


Nasza religia chrześcijańska nie jest religią samotności czy też osierocenia, jakiegoś życia na dystans do naszego Boga. Nie musimy powtarzać jakiejś mantry, stawać na głowie, czy też doskonalić ciało, aby osiągnąć kontakt ze Zbawicielem. Jezus zapewnia nas o swojej bliskości, a jakby i tego było mało, obiecuje nam Ducha Prawdy, Pocieszyciela, który jest przy nas 24/7, aby nas doprowadzić do całej prawdy, bo tylko tak możemy osiągnąć wyzwolenie. Wszelkie połowiczne poszukiwania rozwiązań, które świat oferuje swoim zwolennikom jako remedium na szczęście, to tylko złudne pomysły na zaspokojenie ludzkich oczekiwań.


Każde spotkanie eucharystyczne, na którym jesteśmy świadkami przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Pana Jezusa, to również przeistoczenie nas samych, którzy gromadzimy się w kościele na mszy świętej, w umiłowany Lud Boży, czyli stajemy się wspólnotą Jego Ciała i Jego Krwi. Czyż można sobie wyobrazić większą radość z bycia razem, bycia jednością, pomimo różnorodności jaką każdy z nas reprezentuje? I tutaj objawia się mądrość Boża, której nie mogą pojąć mędrcy tego świata, natomiast najmniejszy w Królestwie Niebieskim staje się dziedzicem tej Prawdy i umiłowanym Dzieckiem Bożym.




Wniebowstąpienie Pańskie


„Niektórzy jednak wątpili.” To krótkie zdanie z dzisiejszej Ewangelii jest z jednej strony potwierdzeniem pełnej szczerości i wierności prawdzie przekazu, pisarza, Ewangelisty Mateusza, że nie zamierza ukrywać przed czytelnikiem całej prawdy o Apostołach, a z drugiej strony jest to wypowiedź, która niejednemu współczesnemu człowiekowi może wydawać się wręcz absurdalna, no bo jak można jeszcze wątpić, stojąc oko w oko ze Zmartwychwstałym. Wiele osób jest głęboko przekonanych, że gdyby mogli choć raz zobaczyć Jezusa na żywo, realnie, tu i teraz, nie mówiąc już o zamienieniu z Nim przynajmniej kilku słów, to już na pewno wystarczyło by im to do głębokiej wiary w Niego, bez jakichkolwiek wątpliwości. Z pewnością takie spotkanie dało by im moc, aby chodzić do Kościoła co niedzielę, praktykować swoją wiarę, modlić się jak się należy, i oczywiście żyć po Bożemu, jak nakazuje nauka Kościoła.


Otóż tekst dzisiejszej Ewangelii, chociaż mówiący o Wniebowstąpieniu Pana Jezusa, sprowadza nas tak naprawdę na ziemię, pokazuje nam bardzo wyraźnie, że to nie nasze wyobrażenia o wierze, czy dobre chęci, nawet najpobożniejsze praktyki, są w stanie podnieść nas na wyżyny wiary, i takiego, w ludzkim przekonaniu, wyrobienia sobie wejściówki do nieba. Pan Jezus wyraźnie mówi do Apostołów, a przez nich również i do nas, że tylko Jemu jest dana wszelka władza w niebie i na ziemi, i tylko w Nim możemy pokładać nadzieję na spełnienie obietnic stawania się dziećmi Bożymi. Czasami zdarza się, że ktoś tak bardzo pokłada ufność w swoich religijnych praktykach i ćwiczeniu się w doskonałości, że trudno mu zauważyć zwykłe, codzienne sprawy i troski osób stojących tuż obok.


Wstępowanie do nieba nie może odbywać się przy jednoczesnym deptaniu tych, którzy stąpają po ziemi. Będąc uczestnikami Ciała i Krwi Chrystusa, zanurzeni przez chrzest w Jego zbawczej śmierci i zmartwychwstaniu, jesteśmy jednocześnie powołani do nauczania w Jego Imieniu wszystkich narodów słowem, przykładem, życiem, modlitwą, poświeceniem, a nawet śmiercią, tak jak On dał nam przykład, abyśmy również i my czynili. To jest ten żywy depozyt wiary, który w dzisiejszym świecie jest najlepszym dowodem na obecność Zmartwychwstałego Jezusa między nami. I chociaż nie wszyscy uwierzą, i może tylko mała grupka osób będzie w stanie przyjąć takie świadectwo Kościoła, to jednak trzeba nam się cieszyć z tego jednego, który się nawraca, bo właśnie w ten sposób cieszą się prawdziwi święci i aniołowie w Niebie.


Ewangelista Mateusz zaczyna dzisiejszą Dobrą Nowinę od bardzo ważnej wiadomości, mianowicie, że Apostołowie udali się tam, gdzie Jezus im polecił, aby się z nimi spotkać. Dzisiaj też mamy takie polecenie Jezusowe, że mamy się z Nim spotkać, nie w dalekiej Galilei, na górze, ale w naszym pobliskim kościele parafialnym. Jeżeli chcemy spróbować Nieba już tu na ziemi i spotkać się z Jezusem Zmartwychwstałym, to tylko tam jest to możliwe, na mszy świętej, warto więc skorzystać z Jego zaproszenia i udać się na wyznaczone miejsce, tak jak Apostołowie, nawet pomimo wątpliwości.



Zesłanie Ducha Świętego


W dzisiejszym, tak by się wydawało, poukładanym i zdefiniowanym naukowo świecie, dążymy do coraz większej swobody myślenia oraz decydowania o sobie. Powstają przeróżne organizacje, których celem jest potwierdzanie możliwości wyrywania się z dotychczasowych schematów myślenia i definiowania świata. Człowiek może wszystkiego dokonać, jeśli tylko chce, według współczesnej wiary w możliwości myśli ludzkiej. Jesteśmy świadkami ciekawego paradoksu, gdzie z jednej strony dążenie ludzkości do samowyzwolenia z wszelkich ograniczeń i niczym nieskrępowanego kultu osoby ludzkiej doprowadza do konformizmu i dominacji ideologii nad szeroko pojętą wolnością człowieka.


Do dialogu człowieka z człowiekiem, jak również dialogu człowieka z Bogiem, doszedł trzeci partner, a mianowicie media, wszechobecne media, które często stają się komentatorem w dialogu międzyludzkim, oraz na płaszczyźnie religijnej. Rola mediów nie jest już tylko czystym pośredniczeniem w przekazywaniu informacji, ale stała się pewnym „dyktatorem trendów” we współczesnym dialogu, a co za tym idzie, ma bezpośredni wpływ na myślenie i wyrażanie prawdy.


Czy zatem coraz mniej stajemy się wolni, i czy to znaczy, że jesteśmy skazani na pełne uzależnienie się od tego wszystkiego, co świat nam dzisiaj chce narzucić? Odpowiedź jest prosta, tak się stanie tylko wtedy, gdy nie będzie w nas Ducha Prawdy, Pocieszyciela, który jest w stanie doprowadzić nas do całej Prawdy, a przez to dać nam prawdziwą wolność i świętość. Duch Święty, trzecia Osoba Boska, jest nam tak niezbędny do życia jak powietrze i woda oraz światło słoneczne. Bez pomocy Ducha Świętego nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć najważniejszego zdania, życiowego motta: wierzę w Boga. Cóż mi cały świat zrobi ze swoimi mediami i trendami narzucającymi logikę myślenia, skoro jestem częścią Boga, Jego Świątynią oraz świadkiem Życia.


To nie świat ma nas rozgrzeszać z naszych myśli i zachowań, ale to Bóg, Stwórca i Wszechmogący Władca tego świata stawia nam za zadanie, że mamy iść i w Jego Imieniu udzielać rozgrzeszenia tym, którzy na nie zasługują. Ta moc rozgrzeszania, uwalniania z nieprawości oraz kajdan zła, jest potwierdzona poprzez Zesłanie Ducha Świętego na Kościół Chrystusowy, który odtąd działa nie na zasadzie ludzkich przemyśleń, ale na podstawie Bożego posłannictwa. Dopiero wtedy stajemy się naprawdę wolni i pozbawieni lęku, Pokój Chrystusowy i radość w Duchu Świętym niech pozostanie z nami wszystkimi na zawsze. Nie bójmy się, On zwyciężył świat.